dopadł mnie. I już.
Pucując rankiem (5.30) zęby powtarzam sobie (w myślach, bo w ustach wszak pełno miętowej piany), że kocham moją pracę... kocham moja pracę.
Ja swoje - a odbicie w lustrze swoje.
Mimo wczesnej pory, robi coraz większe oczy... "sama w to nie wierzysz"... drwiąco odpowiada.
No dobra... może... czasami. Ale chciałabym, oj chciała...:)
Póki co jednak marzy mi się roczny urlopik dla podratowania zdrowia...
Tak by odprawić rano Pierworodnego do szkoły i czekać na niego o 14 z obiadem... (odkąd pamiętam wraca biedaczek do pustego domu), prasować pranie po zdjęciu ze sznurka (a nie wtedy gdy już z szafy się wysypuje), poczytać książki, systematycznie uczyć się języka...ba nawet ponudzić się sw swoim towarzystwie i...
I NIGDZIE SIĘ NIE SPIESZYĆ.
Dzisiejsze ziarnka:
:) warto mieć marzenia - ha ha ha
ps. ZetWuZet - dla niewtajemniczonych - Zespół Wypalenia Zawodowego.
Mam to od 3 stycznia .... o mammmmoooooo
OdpowiedzUsuńA mnie dopadł zespół wypalenia poszukującego pracy. To też praca i w dodatku bardzo niewdzięczna... :( Pozdrawiam i uśmiecham się na przekór wszystkiemu:)
OdpowiedzUsuńJestem wtajemniczona, choc obecnie w stanie spoczynku, ale nie zeby wiecznego tylko tak chwilowo...;)
OdpowiedzUsuńIdo nieświadomie zareklamowałaś mi bloga :)))) Mój syncio odkąd pamiętam miał pracująca mamę. Skończył 9 m-cy jak wróciłam do pracy. Do dziś żałuję każdej utraconej chwili :(
OdpowiedzUsuńech, mam to samo, jak ja bym chciała zmienić pracę... już nie mogę... już nie mogę patrzeć na te pliczki, amortyzacje, rozliczenia kosztów, ble.
OdpowiedzUsuńja ostatnio pracuję tyle, że nie mam ani czasu ani sił na nic innego... smutne to. zasypiam w pół zdania, a na miejsce jednego wysłanego maila wpadają 3 inne. lubię swoją pracę, nawet bardzo, ale czasem mam wrażenie, że moje życie się do niej ogranicza. gdyby nie rodzina, mogłabym tam zamieszkać na stałe, bez potrzeby tracenia czasu na dojazdy.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy cierpie na ZWZ, bo moja normalna praca to akurat nie jestem przepracowana i bardzo ja lubie. Ale poczatek roku, to okres papierzysk, a tego nie cierpie. Wrrrrrrr.....
OdpowiedzUsuńGdyby nie te francowate cyferki, to moglabym zycie spedzic w pracy bez narzekan:)
myszko, pewnie to nie pocieszające, ale nie jesteś sama...
OdpowiedzUsuńlelevino, hmmmm... już sama nie wiem co gorsze..
Też się uśmiecham:)
Beatto, mi się właśnie tylko tak chwilowo marzy...
ago, właśnie o to chodzi...mamy powinny pracować wtedy gdy mają ochotę i tylko tyle godzin ile chcą one same.
malinconio, rozumiem, na widok tabeleczek moich, tygodni kalendarzowych i dat dostaję odruchu wymiotnego...
Porcelanowa, dokąd nas to zaprowadzi? Bo do fortuny to chyba raczej nie bardzo...
Stardust, szczęśliwa Kobieto. Jeszcze tylko chwilka i będzie po cyferkowym bólu:)
ZWZ....oj, znam aż za dobrze... Dzień w dzień trzeba wyłuskać sens, by wstać z łóżka.
OdpowiedzUsuńJa to nazywam proza życia... byle do wiosny!
OdpowiedzUsuńFajnie by było tak roczek poleniuchować..
OdpowiedzUsuńdopada mnie co rano;D
OdpowiedzUsuńAntku, ty też... ??
OdpowiedzUsuńMargo, byle do wiosny, bo za oknem to tylko psie kupy widać.
Gucio, jak miło widzieć Cię, gdy wychodzisz ze sraczyka:).
Nie masz racji - byłoby STRASZNIE miło tak poleniuchować:))))
Nivejko, ale dajesz radę!:)
No i mi zeżarło komentarz :(
OdpowiedzUsuńA takie byle co to mi pewnie opublikuje!
OdpowiedzUsuńNo dobrze, już nie pamiętam, co poprzednio napisałam, jak tylko to, że taki urlop to mi się kiedyś śnił... Ale obudziłam się, rozejrzałam i stwierdziłam, że nie w tym życiu!
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
Nigdzie się mie śpieszyć... Święte słowa :)
OdpowiedzUsuńiw, nie w tym życiu mówisz... sądzę, że nawet na emeryturze nie będę miała czasu by odpocząć, bo trza będzie pracować do śmierci, by jakoś przeżyć... bo to, co nam ZUS zaproponuje nawet na waciki pewnie nie starczy...
OdpowiedzUsuńElu, dłużej niż przez jeden dzień.