poniedziałek, 23 listopada 2009

mgr G(ł)ówna Księgowa

Uwielbiam chwile, gdy budzę się w sobotę o piątej rano i przez kilka sekund myślę, że pora pójść do pracy... po czym uświadamiam sobie, że spokojnie mogę jeszcze spać i spać i spać...
Dziś było odwrotnie... cały dzień myślałam, że dziś piątek i jutro wolne...
A tu kicha - jeszcze cały dłuugi tydzień przede mną.
I mnie to trochę zdołowało.
Bez dwóch zdań.
Nie lubię już chodzić do pracy. Zgrzytów ciąg dalszy bowiem.
I tak naprawdę zastanawiam się, czy to aż tak bardzo ja się zmieniłam, czy po prostu naszej głównej księgowej uderzyła woda sodowa do głowy.
Zastanawiającym jest fakt, że przecież kiedyś potrafiłyśmy się świetnie dogadać i spędziłyśmy nawet wspólnie dłuuugi weekend nad morzem, obdarowywałyśmy się prezencikami z różnych okazji... a teraz...
Dzisiaj na przykład dostało mi się za to, że za szybko jej powiedziałam, iż jestem pewna (czegoś w co ona powątpiewała) na 100%. Sprawdziłam to oczywiście wcześniej, ale jej wydało się to, że mało wiarygodne bym zrobiła to w tak krótkim czasie.
W związku z powyższym postanawiam komunikować się z nią za pomocą e:maili.
Nie wiem bowiem, kiedy mój ton głosu uzna za nieodpowiedni, lub nie daj Boże machnę w międzyczasie ręką, co znowuż zostanie przez nią źle zinterpretowane...
Ech...
Na dodatek Daw wciąż chory...:-(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz