Oj, ja naprawdę jestem jakaś głupia naiwna dzieweczka.
Z optymizmem dziwnym sądziłam, że jeśli zadzwonię sobie dzisiaj z pracy rano to spokojnie umówię się do lekarza na popołudnie.
O naiwności! Ty z tej durnej mej głowy wylatuj!
Dodzwonić się do rejestracji w moim ośrodku zdrowia graniczy z cudem. Kiedy już tę granice udało mi się przekroczyć dowiedziałam się, że dzisiaj przyjmuje dwóch lekarzy po południu, z czego do jednego nie ma już miejsc, a do drugiego są miejsca, ale musiał wyjść na jakieś spotkanie. I już nie wróci.
Zapytałam więc o doktora, którego mi poleciła koleżanka - owszem przyjmuje po południu w piątki. Zatem zapytałam czy mogę się zarejestrować już dzisiaj... będę pierwsza (dumna byłam ze swojego sprytu).
O naiwności! Ty z tej durnej mej głowy wylatuj!
Oczywiście nie ma takiej możliwości. Rejestracja na piątek obowiązuje w piątek od 7 rano (czyt. do 9.00 nie odbieramy telefonów, potem jak się jeszcze nie zapełni terminarz, może uda się pani wcisnąć).
Podziękowałam zatem miło pani w rejestracji i poprosiłam o połączenie z poradnią "Ka".
Ginekologa też chciałam dzisiaj zaliczyć, bo w końcu trza tę cytologię powtórzyć - nie ma z tym żartów - sen snem - wolę dmuchać na zimne...
Dzisiaj wtorek - lekarz przyjmuje do 18stej (ukłon w stronę pracujących pacjentek).
O naiwności! Ty z tej durnej mej głowy wylatuj!
Dzwonię więc na luzaka i słyszę, że tak, dzisiaj czynne do 18-stej, ale doktor jest do 13.30-stej.
"Jakiś żart?" pytam. Po drugiej stronie moja koleżanka położna tłumaczy, że wie, ale nic na to poradzić nie może - szef to szef i robi co chce. Zapytałam więc czy w inny wtorek mogę przyjechać o 15.30 (gdyby koleżanka, z którą jeżdżę łamała wszelkie przepisy i jechała na ciemnozielonym (czyt. pomarańczowym) przez wszystkie skrzyżowania i omijała pieszych na pasach - to może udałoby mi się zdążyć...) "Ależ skąd!. Doktor w gabinecie maksymalnie do 14.30 siedzi... ale za to rano zawsze przychodzi punktualnie! I pamiętaj, by zdążyć do 10 grudnia, bo potem kończy nam się kontrakt z NFZ i doktor bierze urlop do końca roku"
Rozwaliła mnie tym tekstem. Pożegnałam się grzecznie. W końcu nie jej wina. Ona tam tylko sprząta tak naprawdę.
Czego oczekiwać od lekarza, który w domu ma swój prywatny gabinet i pacjentki, które za każdą wizytę słono płacą. Po co będzie siedział w przychodni, robił przeglądy i wysłuchiwał tych, które zechcą wykorzystać te składki na NFZ, które bez pardonu potrąca im z wynagrodzenia pracodawca.
Biznes to biznes.
Z optymizmem dziwnym sądziłam, że jeśli zadzwonię sobie dzisiaj z pracy rano to spokojnie umówię się do lekarza na popołudnie.
O naiwności! Ty z tej durnej mej głowy wylatuj!
Dodzwonić się do rejestracji w moim ośrodku zdrowia graniczy z cudem. Kiedy już tę granice udało mi się przekroczyć dowiedziałam się, że dzisiaj przyjmuje dwóch lekarzy po południu, z czego do jednego nie ma już miejsc, a do drugiego są miejsca, ale musiał wyjść na jakieś spotkanie. I już nie wróci.
Zapytałam więc o doktora, którego mi poleciła koleżanka - owszem przyjmuje po południu w piątki. Zatem zapytałam czy mogę się zarejestrować już dzisiaj... będę pierwsza (dumna byłam ze swojego sprytu).
O naiwności! Ty z tej durnej mej głowy wylatuj!
Oczywiście nie ma takiej możliwości. Rejestracja na piątek obowiązuje w piątek od 7 rano (czyt. do 9.00 nie odbieramy telefonów, potem jak się jeszcze nie zapełni terminarz, może uda się pani wcisnąć).
Podziękowałam zatem miło pani w rejestracji i poprosiłam o połączenie z poradnią "Ka".
Ginekologa też chciałam dzisiaj zaliczyć, bo w końcu trza tę cytologię powtórzyć - nie ma z tym żartów - sen snem - wolę dmuchać na zimne...
Dzisiaj wtorek - lekarz przyjmuje do 18stej (ukłon w stronę pracujących pacjentek).
O naiwności! Ty z tej durnej mej głowy wylatuj!
Dzwonię więc na luzaka i słyszę, że tak, dzisiaj czynne do 18-stej, ale doktor jest do 13.30-stej.
"Jakiś żart?" pytam. Po drugiej stronie moja koleżanka położna tłumaczy, że wie, ale nic na to poradzić nie może - szef to szef i robi co chce. Zapytałam więc czy w inny wtorek mogę przyjechać o 15.30 (gdyby koleżanka, z którą jeżdżę łamała wszelkie przepisy i jechała na ciemnozielonym (czyt. pomarańczowym) przez wszystkie skrzyżowania i omijała pieszych na pasach - to może udałoby mi się zdążyć...) "Ależ skąd!. Doktor w gabinecie maksymalnie do 14.30 siedzi... ale za to rano zawsze przychodzi punktualnie! I pamiętaj, by zdążyć do 10 grudnia, bo potem kończy nam się kontrakt z NFZ i doktor bierze urlop do końca roku"
Rozwaliła mnie tym tekstem. Pożegnałam się grzecznie. W końcu nie jej wina. Ona tam tylko sprząta tak naprawdę.
Czego oczekiwać od lekarza, który w domu ma swój prywatny gabinet i pacjentki, które za każdą wizytę słono płacą. Po co będzie siedział w przychodni, robił przeglądy i wysłuchiwał tych, które zechcą wykorzystać te składki na NFZ, które bez pardonu potrąca im z wynagrodzenia pracodawca.
Biznes to biznes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz