środa, 30 czerwca 2010

Wu jak wormsy, czyli każdy ma jakiegoś bzika

Przez rok był piłkarzem.
Przez pół koszykarzem.
Potem skakał na dużym rowerze (matka nazwy profesjonalnej nie zna)
To zaś  BMX do łask wracał.
Było i  karate. Lekcje gry na gitarze.
Każde hobby dzielnie wspierałam. Jeździłam na treningi, kibicowałam, dotowałam, zachęcałam... Dawałam radę,  ale to nowe hobby... wędkowanie? No dobra, haczyki, spławiki, przynęty (na chleb arystokratki ponoć nie biorą) żyłki...przełykałam bez problemu
Ostatnio jednak wylazło mi bokiem... cuzamendokupy z wijącymi się robalami białymi i różowymi, które to znalazłam w mojej lodówce(!).
Małe obrzydliwe ruszające się stworki...Brrr...
Od kilku dni Pierworodny wprawia się w rzemiośle wędkarskim.  Dnie spędza na rybobraniu lub raczej niebraniu.
Wczoraj na przykład   po kilkunastogodzinnych połowach,  i prawie złapaniu  wieloryba, okazało się jednak, że na zachętę a raczej  zanętę to najlepsza kukurydza.
Ucieszyło mnie to ogromnie. 
Nawet mu ją ugotuję. I masłem okraszę. A i soli dodam. A co!

ROBALOM ZAŚ STANOWCZE - STOP!

Dzisiejsze ziarnka:
:) nareszcie upały
:) czerwona waliza
:) czyste okna

niedziela, 27 czerwca 2010

Zachcianki

Wszystko na co MAM OCHOTĘ jest:

niemoralne....

 albo...
niedozwolone....

albo....
tuczące...




 Ech, życie! ;)


Dzisiejsze ziarnka:
:) lody waniliowe z gorącym sosem malinowym
:) blablanie w kawiarence belgijskiej
:) czerwone maki i chaber

Zdjęcie z sieci.

czwartek, 24 czerwca 2010

Babska bajka

Opowiem Wam bajkę... jak... Nie, nie o kocie...
O kocie, co palił fajkę, wszyscy znają...

Opowiem Wam  najkrótszą i najpiękniejszą bajkę na świecie.

(Jeżeli jesteś mężczyzną o słabym poczuciu humoru - i łatwo się obrażasz... może lepiej nie słuchaj)

***
"Była sobie raz piękna dziewczyna, która zapytała pewnego chłopca, czy zechciałby ją poślubić.

Chłopiec odpowiedział NIE.

I dziewczyna żyła szczęśliwie: bez prania, gotowania,  prasowania. Często spotykała się z przyjaciółmi, spała z kim chciała, zarabiała na siebie i wydawała pieniądze na co chciała"
K O N I E C


Problem jest w tym, że nikt w dzieciństwie nie opowiadał nam takich bajek...
Za to wsadzili nas po uszy  w to gówno z księciem z bajki. 


Dzisiejsze ziarnka:
:) koniec mojego roku szkolnego
:) wiśniowa activia
:) lepiej niż "jakoś"

środa, 23 czerwca 2010

W dniu Taty


 


 Dzisiejsze ziarnka:
:) ciemnobłękitne niebo o poranku
:) koszyczek różowych goździków
:) uśmiech Nastki

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Paco de Lucia


***

***

ByŁam. SłuchaŁam. PodziwiaŁam. OklaSKiwaŁam. 

***

                         


Dzisiejsze ziarnka:
:)  bilet, który w ruloniku z czerwoną wstążeczką spadł mi  z nieba
    (dzięki Natko)

:)  czereśnie (bez robaczków)
:)  pierwszy dzień kalendarzowego lata

niedziela, 20 czerwca 2010

Niedziela pod tytułem:



WSZYSTKO JEST DO DUPY
tylko pasta jest do zębów




Dzisiejsze ziarnka:
:) wino
:) Upiór w Operze
:) sen

czwartek, 17 czerwca 2010

Zaćmienie

Bywają zaćmienia Słońca.
Zdarzają się Księżyca.
Najczęściej jednak niewątpliwie do czynienia mam z zaćmieniem umysłu. Osobiście zaćmienia miewam tak często, że jedyne co mogłam zrobić, to je polubić:).
Ku mojej niezmiernej radosze (wredna jestem, wiem), nie tylko ja ich doświadczam.
Wchodzę Ci ja kiedyś do pracy (nawet punktualnie) i widzę, że Iwi wiszącą na telefonie. Na mój widok uśmiecha się szeroko i nie przerywa rozmowy.
Uśmiech inny niż zwykle. A może to ten błysk w oku sprawił, że tak właśnie go odebrałam. Ciekawość prowadzi ponoć na manowce,  a cierpliwość... no więc poszłam zrobić sobie kawę. Wróciłam. Odpaliłam komputer... pocztę sprawdziłam... Iwi wreszcie skończyła nawijać. Odwróciła się do mnie uchachana po pachy (na oko określiłam jej stan na   średniozaawansowaną głupawkę).
- Wiesz co się wczoraj wydarzyło?  -  zapytała wesoło? Niby skąd miałam wiedzieć. Skojarzyłam jednak bez pudła, że chodzi o wyczyn za kierownicą. Od miesiąca jeździ samodzielnie, bez eL na dachu.  Opowiadać ma  więc o czym. :)
- Coooo...tym razem? zrobiłam wielkie oczy.
- Tankowałam na totalnie samoobsługowej stacji Neste. Wsadziłam kartę w wystający otwór.
 - No i?
 - I mi ją zeżarło.
- Jak to zeżarło???
- No, bo wiesz... (zastanawiałam się czy mocz płynie jej po nogach), no bo wcisnęłam ją tam, gdzie podaje się bankno...  śmiech połknął ostatnią sylabę.
- Ale, że co? To nie pisało gdzie karta, a gdzie banknoty?
- Oczywiscie, że pisało, ale byłam tak zaaferowana tym, że mi się udało zatankować, Iż wcisnęłam ją w pierwszy wolny otwór... no i zablokowałam. Nikt więcej na tej stacji gotówką przez najbliższych kilka godzin zapłacić nie mógł. .
 - Ha, ha, ha. Mówiłam ci, byś se zostawiła te pasemka, co Gucio robiła? Miałabyś na co zwalić. A Ty, nie! Za jasne! No to masz ten swój czekoladowy brąz.
I zaczęłyśmy chichotać -  dwie idyjotki.
Kończąc historyjkę, dodam tylko, że obsługa firmy Neste zachowała się niezwykle profesjonalnie. Bardzo szybko pojawiła się na miejscu zdarzenia, wyjęła kartę z wpłatomatu i z uśmiechem na ustach odpowiedziała  pytanie Iwi:   
W rankingu na Najbardziej Roztargnionego (łagodnie rzecz nazywając - przyp. aut.) Klienta Firmy  zajmuje Pani bardzo dobre,  drugie  miejsce w aglomeracji Górnego Śląska. 

Grunt to być w czołówce.
I umieć się śmiać z samego siebie.



Dzisiejsze ziarnka: 
:) rześki poranek
:) babeczka z truskawkami w Wisience
:) chabry i maki

środa, 16 czerwca 2010

Blondyn(ka)

Zachować się jak blondynka:  czyli strzelić gafę, idiotycznie odpowiedzieć, wolno myśleć.
Kawałów o blondynkach jest od groma i ciut ciut..
Generalnie przyjęło się, że mówiąc o blondynkach, ma się na myśli kobiety. Ale faceci nie zachowują się czasem jak owe przysłowiowe przetowłose? Oczywiście -  żaden się do tego głośno nie przyzna, ale OTÓŻ TAK.
Weźmy na ten przykład. 
Swego czasu nie posiadałam domofonu w domu. To znaczy ogólnie w budynku domofon obowiązywał, a ponieważ  ja właziłam z zakupami do mieszkania jak taran więc strącałam słuchawkę  urządzenia regularnie. Spadała z hukiem na podłogę. W końcu biedna nie wytrzymała nerwowo. Pękła. Do bloku jednak wchodzić trza było. A że sąsiedzi niekoniecznie lubili, gdy jakiś natręt zakłócał ich święty spokój  prosząc, nawet uprzejmie ,  o otworzenie drzwi wejściowych...  to znajomym,  którzy odwiedzali mnie dość często, postanowiłam dorobić klucze . Uznałam bowiem za bezsens bieganie, no dobra zjeżdżanie windą w dół i osobiste otwieranie drzwi każdemu chcącemu nawiedzić me skromne progi.  Jak postanowiłam tak zrobiłam.  A
że idąc z duchem czasu domofony wkrótce zmodernizowano i na szyfr przerobiono, to niektórym,  bardziej ambitnym i chętnym z korzystania z tejże nowinki technicznej udostępniłam i  ów szyfr. Czytelną,  wydawałoby się,  instrukcję obsługi przesłałam esemesem:
"numer mieszkania - kluczyk - 1100 i otwarte - pociągnąć za klamkę do siebie"
I zdarzyło się kiedyś, że nie zadziałała.
Oddzwoniłam więc  do delikwenta i  cierpliwie powiedziałam wytłuszczonymi literami:
  "39 - kluczyk - 1100 i pociągnąć za klamkę"
NIC. I drugi raz NIC. I trzeci też. Zrezygnowany otworzył więc kluczem.
 
Kilka chwil później  przyznał się, że przyciskał na klawiaturze numer mieszkania , potem wsadzał tradycyjny klucz w drzwi wejściowe, i kontynuował wystukiwanie cyferek szyfru.

Ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha

Nawet się nie obraził i.... poszedł się przefarbować.


Dzisiejsze ziarnka:
:) fasolka szparagowa
:) płonące zachodzącym słońcem obłoki
:) gitarowy piątek

sobota, 12 czerwca 2010

Machina piekielna

- Czy naprawił pan w końcu tę maszynę?
- No, wie pani, dbam o nią naprawdę. Ostatnio nawet oliwiłem. Podobno teraz jest lepiej, ale na ile nie umiem powiedzieć - pan w okienku uśmiechnął się szeroko ku mojej radości błyskotliwie podejmując temat...
Ja zaś obserwując z nieukrywaną ciekawością zdziwienie innych klientów kontynuowałam:
- Hmmm..., bo wie pan, mnie to się wydaje, ze wszystkie te maszyny w naszym mieście są popsute. Zawsze proszę głośno i wyraźnie o kupon na TRAFIŁ, a one uparcie drukują  na CHYBIŁ.
No to co ja mam, prze pana myśleć sobie?

Dzisiejsze ziarnka:
:) słońce i pogoda
:) dwudziestokilometowa przejażdżka rowerowa
:) warzywa na patelni

piątek, 11 czerwca 2010

A teraz idziemy na...

I tydzień minął z prędkością błyskawicy.
Od dłuższego czasu odnoszę wrażenie, że budzę się w poniedziałek o 5 rano, a gdy wracam do domu, jest już piątek...
Cierpię na chroniczny brak czasu. Nuda? Co to jest? Może jestem troszkę zmęczona. Może mam zaległości tu i tam.. i ciągle zmuszona jestem wybierać.To? czy Tamto? Tamto? czy To?
Grunt, że czerpię z tego przyjemność.
A że zakupy, to to, co kobitki lubią najbardziej, to wybrałyśmy się dziś po pracy z Iwi na zakupy. 
Grzech nie wykorzystać bonu obniżającego cenę towaru o 40%.  A by taki upust dostać, to trza było troszkę kupić. Jeden portfel, nie był w stanie w obecnej sytuacji gospodarczej znieść takiej ilości, wobec tego dołączyły do nas siostra Iwi  - Dziubek i Gucio.
Szmatki latały, ekspedientki szukały, pomagały,  a my przymierzałyśmy... sukienki, tuniki, bluzeczki, spodenki... Cztery pretty womans.
Jak miło ubierać się w sklepie w którym rozmiar XS i 34 jest jeszcze moim rozmiarem (stare 36, a może i nawet o zgrozo 38).
Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy.  
M. Monroe miała rację.
Osobiście dorzucę do tego, że szczególnie dużą frajdę sprawiają zakupy w doborowym towarzystwie. Dzięki dziewczyny. Dawno tak się kupowaniem nie bawiłam:)


Dzisiejsze ziarnka:
:) lato lato wszędzie
:) zwariowało oszalało 
:) moc

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Na dobry początek tygodnia.






Dzisiejsze ziarnka:
:) słońce
:) uśmiech o poranku
:) dobrze jest


*Zdjęcie z sieci.

niedziela, 6 czerwca 2010

Malowanie

O poranku takim jak dziś marzy się wyjść przed dom. Usiąść na werandzie w pięknym rattanowym fotelu z filiżanką pachnącej gorącej kawy,  i chłonąc chwilę.
Kiedy domek z werandą pozostaje nadal w sferze marzeń... otulona w szlafrok koloru moich pelargonii, z kubkiem kawy siadam na moim małym balkonie... i cieszę się mimo, że kilka dni temu zdołowana byłam brakiem perspektyw na lepsze jutro...
Lepsze w tym wypadku znaczy większe. Chodzi o mieszkanie. Natka wkrótce wyprowadza się na wieś. Do ślicznego domku z tarasem i oknami, które znając Ją, latem tonąć będą w kwiatach...
I sprzedaje swoje obecne mieszkanie... Powiem, że miałam na nie chrapkę. Piękne, zadbane  trzy pokoje.A na tym trzecim najbardziej mi zależy... moja osobista sypialnia-gabinecik.... z łóżkiem, którego składać nie trzeba...z wygodnym biurkiem, dużym oknem i szafą, w której jest miejsce na wszystko....  pomarzyłam,skorzystałam z wszystkich możliwych kalkulatorów kredytowych, dostępnych w internecie,  przeliczyłam, podzieliłam, pomnożyłam... i .. wpadłam w dół... bo gdyby nawet któryś bank uznał mnie za wiarygodną (prowadzącym gospodarstwa domowe w pojedynkę rzuca sie ogromne  kłody pod nogi), choćbym stawała na głowie, nie ma szans, by udało mi się jednocześnie płacić kredyt, bieżące rachunki, kształcić Pierworodnego i nie przymierać głodem...
W boju z kolorowymi marzeniami po raz kolejny wygrywa  szara rzeczywistość.
Biorę farby i grubą warstwą nakładam na szarzyznę dnia powszedniego...
Wiem, wiem... Warstwa koloru  kiedyś  popęka i odpadnie, a ja znów popikuję w dół..., ale póki co... z zapałem maluję i z uśmiechniętą duszą powtarzam słowa piosenki z Kabaretu Olgi Lipińskiej:
"Ciesz się z tego co masz, albo przynajmniej śmiej,
 po co walić głową w mur, po co pić, wąchać klej(...)"


(tu miał być klip, ale niestety nie udało mi się znaleźć  w sieci - tak jak  zdjęcie)


Dzisiejsze ziarnka:
:) życia kolory
:) naturalna produkcja witaminy D
:) to co mam

sobota, 5 czerwca 2010

Więcej słońca

...za wiele było chmur (...) teraz mi się marzy najprawdziwszy cud.
Sezon wygrzewania oficjalnie uważam za otwarty!
Kostium kąpielowy ujrzał w końcu światło dzienne.
Mleczko z filtrem też. Trochę wyszłam z wprawy. Opalona jestem jak biała krowa w plamy bordo. Się mi zapomniało, że mleczkiem z filtrem 10,  to  równomierną warstwą i  równomiernie trza.
Teraz to już tylko czekać aż z czasem się zrównomierni.
Piegów nałapałam też całe mnóstwo. I uśmiecham się do nich. 
Są dobrym znakiem.
Są prawdziwym LATEM, którego wypatruję z utęsknieniem.
Dzisiaj było słońce, błękitne bezchmurne niebo,  rowerowa wycieczka, wspólne z Pierworodnym w plenerze grilowanie, gdzieś tam tresury psów podglądanie...  lodów prosto z pudełka łyżkami wyjadanie... 
Teraz zaś siedząc na balkoniku zerkam na zachodzące za polami słońce, zahaczam kątem oka o moje wybujałe bordowe pelargonie ... i jestem wdzięczna losowi, za DZIŚ.
 
Dzisiejsze ziarnka:
:) wspólne z Pierworodnym chwile
:) słoneczne niebo
:) DZIŚ

czwartek, 3 czerwca 2010

Truskawkowo

Truskaweczki. Pojawiły się już na straganie. Wreszcie!.
Wprawdzie cena jeszcze zwala z nóg.
Ale wczoraj zaszalałam.  A co!
Ponoć to nasze,  krajowe, z terenów niedotkniętych powodzią.
Nie ważne.
Ważne, że smakowały. I to jak! JAK  truskawki.
Nie,  to nie żart. Faktycznie JAK  TRUSKAWKI.
Ze trzy tygodnie temu  skusiłam sie na cudnie wyglądające truskawki pochodzenia zagramanicznego... przyniosłam toto do domu. Umyłam toto. Położyłam na talerzyku toto.
A wyglądało toto cudnie. Czerwone, dorodne... wzięłam do ust... i... hmm, jakby to opisać... smaku i aromatu nawet tego identycznego z naturalnym nie miały w sobie ni krzty.
A ja pamiętam, jak w dzieciństwie jeździłyśmy z siostrą do babci i każdego ranka biegłyśmy do ogródka, by narwać sobie tych aromatycznych owoców. Zjadałyśmy je prosto z krzaczka, lub zbierałyśmy do miski, by potem pałaszować  z cukrem i śmietaną prosto od krowy oglądając Teleferie. Smakowały mi nawet te nie do końca dojrzałe, ba, powiem w sekrecie, że  zielone też słodkie były. 
Dziś, kiedy Babci i ogródka już nie ma, .. truskawki przywracają najcieplejsze, uśmiechnięte wspomnienia.
Nie dziwota się więc, że zachwyca mnie fakt, iż sezon na rodzimą bombę witaminy Ce się zaczął.
Mniam. Mniam.

Dzisiejsze ziarnka:
:) truskawki soute
:) truskawki z cukrem i śmietaną
:) koktajl truskawkowy

wtorek, 1 czerwca 2010

Taki dzień jak dziś

Dzień Dziecka! Robić to co sprawia przyjemność i to na co ma się ochotę.
Wstępem do dnia dzisiejszego był wczorajszy, prawie wolny poniedziałek. 
Prawie, bo odhaczyłam z niego dwie godzinki na badania okresowe.
 Ale mi dobrze było. O 8.10 byłam już pokłuta (majstersztyk tym razem - ni śladu), prześwietlona i z perspektywą wolnego przedpołudnia...
Udało się mi zrobić zakupy, wyprasować, to, co było do wyprasowania,  wywalić to , co zalegało nieużywane na półkach w mojej szafie, ugotować pyszny kruprnik, poczytać to i owo, tu i tam.
A Dziś... 
Dziś  choć w pracy byłam, zorganizowałam sobie popołudnie,  by robić to, co lubię. I robiłam.
Od pani ekspedientki dostałam lizaka z okazji dzisiejszego święta.
Od kuzynki smska  "dzięki Ida, to był dziś mój pierwszy uśmiech".
Pierworodny pojechał z klasą do Krakowa, opowiadać o Barbakanie... jeszcze go nie ma. Wykorzystuję więc chwilę, nim wróci i zacznie opowiadać co jak gdzie kiedy i dlaczego nie on,  by robić dziś po raz kolejny, to co lubię.
Klikam i czytam. Czytam i klikam.
I ślę do Was milion pozytywnych myśli. 
TAK mi właśnie dziś. 

Dzisiejsze ziarnka:
:) uśmiech Kuzynki
:) tylko dobre myśli
:) pojutrze