...ale czuję się rozgoryczona...
Potrzebuję koniecznie urlopu na 6 listopada. Termin wizyty zaklepałam już wcześniej, ale dopiero wczoraj wypisałam wniosek urlopowy. Wydawało mi się, ze dwa tygodnie to i tak na ten jeden dzień za wcześnie, ale co tam...
No i jakież zdziwienie było, że szef wziąwszy go przy mnie do ręki stwierdził sucho, że 6-stego mamy audit wewnętrzny. Serce zaczęło walić mi jak młot. Na taką wizytę czeka się miesiąc, albo dłużej... nie można sobie przesuwać jej w nieskończoność... powiedziałam, że przykro mi, ale nie mogę być w tym dniu w pracy. MAMY AUDIT padło drugi raz. Więc powiedziałam (zdecydowanie za mało uprzejmym tonem, albo już nie uprzejmym nawet), że w ten dzień mnie nie będzie w pracy. Mogę być auditowana w każdy inny przecież.
Gdy tylko szef opuścił moje biuro pobiegłam do Pełnomocnika ds Systemu Zarządzania Jakością z pretensjami, bo kilka dni wcześniej sugerowałam, by przyszedł powiedzieć kiedy, bo nie mogę w listopadzie we wszystkie dni. Tu usłyszałam, że CZAS NAS GONI... byłam roztrzęsiona... wtedy już pojechałam po bandzie i stwierdziłam, że choćbym miała wziąć L4, to i tak nie przyjdę.
Szef oczywiście to usłyszał, bo przybiegł do biura... gdy tylko usłyszał, że na moich 9 cm obcasach tuptam w owym kierunku. Dodałam, że mogę przyjść w sobotę, ale w piątek nie. Ustaliliśmy, że w końcu przyjdą do mnie w inny dzień. Ale niesmak pozostał.
Może jestem przewrażliwiona, ale oczekiwałam od szefa trochę zrozumienia.
Wystarczyło by powiedział: to chodźmy do pełnomocnika i zapytamy co w tym względzie da się zrobić.
Jestem dyspozycyjna aż do bólu. NIgdy nie powiedziałam NIE, gdy trza było na 4 rano być w pracy i przygotowywać dokumenty, bo ktoś tam zachorował i nie szło inaczej... kiedy trzeba było przychodziłam do pracy w czasie urlopu, w soboty i niedziele... nawet na godzinę... nie biorę urlopów na żądanie, nie wychodzę wcześniej (jeśli tak to zawsze odpracowuję), kiedy trza zostaję po godzinach za free... nie choruję.
Czuje niesmak też dlatego, bo wiem, żem zachowała się nie w porządku. W końcu to mój szef mimo wszystko... i mimo wszystko nie jest zły... i generalnie zawsze się zgadza...
Może miał gorszy dzień...
No i jakież zdziwienie było, że szef wziąwszy go przy mnie do ręki stwierdził sucho, że 6-stego mamy audit wewnętrzny. Serce zaczęło walić mi jak młot. Na taką wizytę czeka się miesiąc, albo dłużej... nie można sobie przesuwać jej w nieskończoność... powiedziałam, że przykro mi, ale nie mogę być w tym dniu w pracy. MAMY AUDIT padło drugi raz. Więc powiedziałam (zdecydowanie za mało uprzejmym tonem, albo już nie uprzejmym nawet), że w ten dzień mnie nie będzie w pracy. Mogę być auditowana w każdy inny przecież.
Gdy tylko szef opuścił moje biuro pobiegłam do Pełnomocnika ds Systemu Zarządzania Jakością z pretensjami, bo kilka dni wcześniej sugerowałam, by przyszedł powiedzieć kiedy, bo nie mogę w listopadzie we wszystkie dni. Tu usłyszałam, że CZAS NAS GONI... byłam roztrzęsiona... wtedy już pojechałam po bandzie i stwierdziłam, że choćbym miała wziąć L4, to i tak nie przyjdę.
Szef oczywiście to usłyszał, bo przybiegł do biura... gdy tylko usłyszał, że na moich 9 cm obcasach tuptam w owym kierunku. Dodałam, że mogę przyjść w sobotę, ale w piątek nie. Ustaliliśmy, że w końcu przyjdą do mnie w inny dzień. Ale niesmak pozostał.
Może jestem przewrażliwiona, ale oczekiwałam od szefa trochę zrozumienia.
Wystarczyło by powiedział: to chodźmy do pełnomocnika i zapytamy co w tym względzie da się zrobić.
Jestem dyspozycyjna aż do bólu. NIgdy nie powiedziałam NIE, gdy trza było na 4 rano być w pracy i przygotowywać dokumenty, bo ktoś tam zachorował i nie szło inaczej... kiedy trzeba było przychodziłam do pracy w czasie urlopu, w soboty i niedziele... nawet na godzinę... nie biorę urlopów na żądanie, nie wychodzę wcześniej (jeśli tak to zawsze odpracowuję), kiedy trza zostaję po godzinach za free... nie choruję.
Czuje niesmak też dlatego, bo wiem, żem zachowała się nie w porządku. W końcu to mój szef mimo wszystko... i mimo wszystko nie jest zły... i generalnie zawsze się zgadza...
Może miał gorszy dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz