sobota, 5 grudnia 2009

Drogi Mikołaju!

Nie wiem tak naprawdę dlaczego piszę ten list... Może dlatego, że dawno nie pisałam? Może dlatego, że przyjaciel powiedział mi wczoraj, że w jaki sposób Mikołaj ma mi przynieść prezent, skoro nie dostał ode mnie listu? Może...
Ale po co pisać, skoro nigdy nie przyniosłeś mi tego, o co prosiłam?
Zamiast chodzącej lalki, która była hitem w latach osiemdziesiątych dostawałam rokrocznie gry, którymi musiałam dzielić się z siostrą albo rękawiczki i szalik (bo to się przyda), albo wyhaftowane chusteczki do nosa (piękne były, ale na dziesięcioletniej dziewczynce wrażenia nie zrobiły)... Raz zaszalałeś - przyniosłeś mi broszkę - pajączka pozłacanego, z którego złota farba odpadła po kilku przypięciach do bluzki...

A pamiętasz w jak brutalny sposób potraktowałeś mnie, gdy miałam sześć lat? Na dodatek w gronie wszystkich dzieci z sąsiedztwa?
Byłeś taki dostojnie wielki. W długim czerwonym płaszczu (wcale nie związanym w pasie, jak dzisiejsi Twoi pomocnicy, których pełno na ulicach miasta), z biskupią czapą na głowie i laską... Towarzyszył Ci Anioł ze złotymi lokami i Diabeł z długimi widłami, które śnią mi się do tej pory... Usiadłeś wtedy w fotelu, otwarłeś wielki zeszyt (chyba formatu A4, choć w tamtych czasach wydawał mi się co najmniej trzy razy większy) i tubalnym głosem wywoławszy dzieciaka na środek PUBLICZNIE odczytywałeś jego winy, przeskrobki, wybryki, grzeszki i niegrzeczności...
Drogi Mikołaju, nawet nie masz pojęcia jak głębokie piętno na nas, dzieciach odciskało tego typu bezwzględne traktowanie. Traumatyczne wspomnienie wciąż kołacze się po mojej głowie, choć upłynęły już 32 (słownie: trzydzieści dwa) lata od owego wieczoru.
A więc... kiedy przyszła moja kolej by podejść do Ciebie po swój (jak się okazało później niewymarzony) prezent... przeczytałeś głosem pełnym powagi i obrzydzenia: "Ida paliła papierosy za stodołą"... Zawsze byłam malutka, ale wtedy zrobiłam się z pewnością o jakieś 20 cm mniejsza, zaczęły mi się trząść moja chude (wówczas) nóżki... ale wrodzony upór i ambicja nie pozwalały mi uciec z tego miejsca....miejsca słownej (jak myślałam) chłosty. Stałam więc drżąc cała - a Ty... wiesz co zrobiłeś?!
Drogi Mikołaju! Przyciągnąłeś mnie do siebie i zamiast delikatnie pogłaskać po główce i pouczyć tylko... PUBLICZNIE WYTARGAŁEŚ ZA USZY!

Tak! Drogi Mikołaju! Wytargałeś mnie za uszy w obecności wszystkich dzieciaków i ich rodziców z sąsiedztwa. A ja Cię tak kochałam. Czekałam na Ciebie cały dłuuugi rok. Umiałam pięknie recytować wierszyki, śpiewać piosenki, nawet cały pacierz bym Ci powiedziała bez zająknięcia... A Ty wolałeś mnie publicznie upokorzyć. I do tego ten Twój asystent - Diabeł! Wymachiwał w moją stronę swoimi metalowymi widłami, skakał z radości i ucieszony machał swym długim ogonem! A Aniołek....?Aniołek stał za Wami i patrzył tylko smutnie...
Upłynęło tyle lat Drogi Mikołaju, a ja to wszystko pamiętam... Pamiętam nawet, że całe spotkanie odbywało się w wielkiej kuchni w domu mojego kuzynostwa...
Trauma pozostała...

Owo wydarzenie, Twoje zachowanie i Twoje bezwzględne potraktowanie mnie wtedy na tyle silnie wpisało się (nawet wryło się!) w pamięć, że nigdy więcej nie paliłam papierosów. Do dziś dnia nie potrafię się zaciągać. I za to dzisiaj Ci dziękuję!
Kończąc ten długi list, Drogi Mikołaju proszę Cię tylko, byś spełniał życzenia dzieci, które wysyłają do Ciebie listy, które Cię kochają, uwielbiają... i nawet jeśli proszą o coś, czego nie możesz im przynieść dodaj do podarku kilka słów wyjaśnienia... Dzieciaki zrozumieją...
Drogi Mikołaju trzymaj się ciepło tej zimy. Szczególnie uważaj na wirusa A/H1N1.
Pozdrawiam serdecznie.
Ida.

p.s. mam nadzieję, że mimo wszystko, zgodnie z horoskopem znajdę od Ciebie jakąś niespodziankę pod poduszką.:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz