Odkąd pamiętam już rokrocznie Boże Narodzenie spędzam na wsi u siostry.
Pierwszy raz jednak obyło się tak bardzo bez śniegu... bez mrozu...
Zero magicznych białych płatków...,
ośnieżonych choinek przed domem i wzdłuż drogi... oszronionych od mrozu krzaków i grubego lodu na strumyczku...
Za to ta sama góralska muzyka na Pasterce... skrzypce, wiolonczela, dudy, akordeon... pastorałki, kolędy, których nie znam...
Uwielbiam się w nie wsłuchiwać...
A w drugi dzień świąt liczna grupa kolędników z wielką kolorową gwiazdą śpiewająca z pamięci kilka (o ile nie kilkanaście) zwrotek Apokaliptycznego Baranka...
Uwielbiam te klimaty...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz