Zadaję sobie pytanie...
Wynikają z tego co ukryte w szarych zakamarkach podświadomości?
Miałam dziś sen...
Śniła mi się moja dawna Koleżanka...
Koleżanka, z którą wędrowałam dzień w dzień półtora kilometra, przez siedem długich lat do szkoły podstawowej... Koleżanka, z którą dzieliłam jedną ławkę, myśli, czasem śniadanie...
Cicha, dobra, delikatna, wrażliwa... zupełne przeciwieństwo mnie...
Lubiłyśmy się jednak.
Przyszła do mnie w tym śnie...
Rozmawiałyśmy jak za dawnych lat... nie umiem już sobie przypomnieć o czym...długo gadałyśmy... i co niespotykane, więcej mówiła Ona.
BECIA.
We śnie była jak zwykle uśmiechnięta i spokojna...
Zapytałam ją tylko o jedno - czy jest t e r a z szczęśliwa.. W odpowiedzi uśmiechnęła się lekko i wskazała wzrokiem swojego Anioła... Nie znałam. Ucieszyłam się jednak. Nie jest sama...
I gdyby nie to, że znajdowałyśmy się pod kościołem w moim rodzinnym miasteczku...i stałyśmy przy ulicy wzdłuż której maszeruje zazwyczaj procesja w Boże Ciało...
I gdyby nie to, że miałam w tym śnie dziwne przeczucie, że przyszła pogadać, by mnie zatrzymać... by nie pozwolić mi przejść na drugą stronę...
Zwolniłam więc.
Zapaliłam świeczkę.
Zamigotał nadzieją jasny płomyk.
Przed oczami stanął mi dobrze znany złoty napis: "I zgasło słońce, gdy trwał jeszcze dzień" .
Miałam dziś sen...
Śniła mi się moja dawna Koleżanka...
Koleżanka, z którą wędrowałam dzień w dzień półtora kilometra, przez siedem długich lat do szkoły podstawowej... Koleżanka, z którą dzieliłam jedną ławkę, myśli, czasem śniadanie...
Cicha, dobra, delikatna, wrażliwa... zupełne przeciwieństwo mnie...
Lubiłyśmy się jednak.
Przyszła do mnie w tym śnie...
Rozmawiałyśmy jak za dawnych lat... nie umiem już sobie przypomnieć o czym...długo gadałyśmy... i co niespotykane, więcej mówiła Ona.
BECIA.
We śnie była jak zwykle uśmiechnięta i spokojna...
Zapytałam ją tylko o jedno - czy jest t e r a z szczęśliwa.. W odpowiedzi uśmiechnęła się lekko i wskazała wzrokiem swojego Anioła... Nie znałam. Ucieszyłam się jednak. Nie jest sama...
I gdyby nie to, że znajdowałyśmy się pod kościołem w moim rodzinnym miasteczku...i stałyśmy przy ulicy wzdłuż której maszeruje zazwyczaj procesja w Boże Ciało...
I gdyby nie to, że miałam w tym śnie dziwne przeczucie, że przyszła pogadać, by mnie zatrzymać... by nie pozwolić mi przejść na drugą stronę...
Zwolniłam więc.
Zapaliłam świeczkę.
Zamigotał nadzieją jasny płomyk.
Przed oczami stanął mi dobrze znany złoty napis: "I zgasło słońce, gdy trwał jeszcze dzień" .
Mój Anioł Stróż?
Otóż myślę że znam odpowiedź na Twoje pytanie
OdpowiedzUsuń- co nie znaczy że będzie łatwa dla Ciebie do zrozumienia.
Należy się odwołać do mechaniki kwantowej (teorii kwantów)
Jak wiadomo każdy proces (nie tylko kwantowy)
może zajść na wiele różnych możliwości,
i dzieje się to całkowicie losowo.
Rzucając kostką masz 6 możliwości wyniku,
z czego otrzymasz tylko jeden wynik.
Gdy zapalisz np .15 identycznych świeczek urodzinowych
i nie zdmuchniesz ich - któraś z nich pierwsza zgaśnie,
a któraś ostatnia - nie wszystkie w jednym momencie.
Gdy rzucisz monetą
- wypadnie orzeł lub reszka, ale nie obie strony jednocześnie.
Wszystkie te możliwości są równo prawdopodobne,
ale postrzegamy tylko jedną z nich.
W fizyce kwantowej analogiczne zjawisko przy doświadczeniach na kwantach
- nazywa się redukcją funkcji falowej.
Funkcja falowa jest rozwiązaniem równania Erwina Schrodingera
i przedstawia wszystkie możliwości zdarzenia kwantowego.
Niels Bohr twierdził redukcja funkcji falowej jest rzeczywista,
a o wyborze danej możliwości - decyduje przypadek.
Albert Einstein sprzeciwił się temu pisząc w liście do Bohra słynne zdanie:
"Bóg nie gra w kości".
W 1957 roku, Hugh Everett III obronił prace doktorską,
w której stworzył kwantową teorię wielu światów.
Teoria ta zakłada że rzeczywistość składa się
z nieskończenie wielkiej liczby równoległych wszechświatów,
i wszystkie możliwe rozwiązania funkcji falowej są prawdziwe,
a wszystko co tylko może się zdarzyć -
zdarza się na pewno w którejś z odnóg multiwszechświata.
Zatem istniejemy w wielu światach,
zarówno podobnych jak i odmiennych od tego który doświadczamy.
A wiec jeśli rzucając kostką wypadnie nam 1,
to pozostałe wyniki także wypadną, tyle że w równoległych światach.
Roger Penrose wysunął hipotezę, że w mózgu zachodzą zjawiska kwantowe,
i moim zdaniem to one są odpowiedzialne
za łączność z naszą niematerialną kwantową świadomością.
Więc pytacie skąd się biorą sny...
Sny są kwantowym wglądem w rzeczywiste zdarzenia,
sytuacje w tych równoległych światach.
Gdy śpimy, nasze zmysły są nieaktywne, a świadomość tworzy
(na zasadzie zjawisk kwantowych, takich jak splątanie)
- tymczasowe powiązania z innymi światami.
A ponieważ tam ma miejsce wszystko co tylko może zaistnieć -
nic nie stoi na przeszkodzie by sen był
dopasowany do naszych myśli czy sytuacji, albo był dziwaczny itp.
Każdego ranka gdy wybudzę się ze snu, i pomyślę o tej teorii
OdpowiedzUsuń- mam wrażenie, że takie własnie jest pochodzenie snów.