poniedziałek, 11 lutego 2013

Gdzie są kina z tamtych lat...

Zachciało mi się wczoraj kina. No może raczej filmu. 
Na dodatek musicalu.
Poszłam więc.
Nędznicy. Film, którym takiegosobie nastroju, raczej się nie poprawi... ale w zamian miało być  dużo dobrego, przestrzennego dźwięku.
Był. I owszem... 
Przez pierwszą godzinę dobiegały z korytarza kinowego dzikie wrzaski dzieciaków świętujących urodzinki. Zaś tuż obok mnie, z miejsca nr 13,  słychać było  regularne  "chrup, chrup, ciamk ciamk, liup liup".
Nosz, do jasnej cholery...
O ile popkorn jestem jeszcze w stanie zdzierżyć... to ani zapachu, ani dźwięku spożywania naczosów (czy jak im tam) - ni chu chu. 
Być może budzą się już we mnie powoli cechy starszej upierdliwej pani... ale po braku reakcji na moje zniesmaczone westchnienia po kolejnym "chrup chrup, mlask mlask" zapytałam  (nawet w miarę uprzejmie):
"czy mogłaby pani chrupać ciszej"?Osoba obok okazała się na tyle kulturalna, ze obiektywnie muszę stwierdzić - faktycznie starała się konsumować nieco ciszej. Jednak nie potrafiłam się maksymalnie skoncentrować na filmie, oko mimowolnie zezowało w kierunku dziewczyny i bacznie obserwowało ruch ręki do pudełka z chipsami.  Ucho moje zaś  w napięciu oczekiwało na kolejne "chrup chrup"...
Po  godzinie zmagania się samej z sobą,   pozbierałam manatki i przesiadłam się dwa rzędy niżej... pan obok zajadał orzeszki. Ale a szczęście bezdźwięcznie. 

Swoją drogą ... idzie człek do kina, na  poważny film a nie jakąś dziką komedię...nastawia się głębsze refleksje, odpowiednią atmosferę...
a tu .... chrup chrup... i ohydny,  mdły  zapach tych meksykańskich sosów...

Nagłośnienie w  salce kinowej Cinema City  też raczej pożal się Boże...
Przypominam sobie "upiora w oprze" oglądanego kilka dobrych lat temu w Multikinie...
Tam dźwiękiem byłam przesiąknięta od stóp do głów...i na dodatek regularnie odziewałam się  w gęsią skórkę...

a tu....

jakby mono...

Po dwugodzinnoczterdziestominutowym seansie opuszczałam salę z uczuciem niedosytu... 

Chyba naprawdę się starzeję... 
Coraz trudniej mi dogodzić....



ps. a jak se pomyślę, że kino, w którym spędziłam w mojej młodości mnóstwo przemiłych chwil   zamienili na Biedronkę... to mnie po prostu trafia szlag!.



12 komentarzy:

  1. :) sprawiłaś, że zaśmiałam się głośno! Ja mam podobny problem! Nie znoszę chrupania i mlaskania... czasem w kinie oglądam film z zatkanymi uszami... ale nigdy nie miałam odwagi poprosić o chrupanie ciszej!!! :) masz mój szacunek ;D I ja potrafię jeść popcorn cicho :) z nachosami jest trudniej... ;p


    P.S. :) witaj w klubie! Ja również lubię odśnieżać i skrobać ;D no chyba, że mam opóźnienie... które z każdym machnięciem miotełki się powiększa... a jeśli chodzi o Zimę... to na razie jest dla nas całkiem uprzejma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MI, ja to czasem mam wrażenie, że dla niektórych film, to jest tylko dodatkiem do chrupania... :/.
      I masz rację... zima nas łagodnie tego roku traktuje... :)

      Usuń
    2. Dla niektórych pewnie tak jest :) mogliby jednak, dla Twojego dobra, wybierać inne filmy-dodatki ;p te, na które nie chodzimy my ;D


      P.S. :) moim zdaniem "Dwoje do poprawki" jest smutniejsze niż "To skomplikowane" :) ale nie wydaje mi się, że przegapiłaś... są pewne źródła... ;p pewnie już jest na dvd ;D

      Usuń
  2. Dlatego ja chodzę do Amoku :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ido, dawno Cię nie było. Wracaj częściej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tak dawno w kinie nie byłam, że już zapomniałam co tam się robi :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też mam uczulenie na spożywanie w kinie i dostaję białej gorączki jak widzę,te tłumy wędrujące z tackami,pudełkami itp i na dodatek wydające powyżej opisane dźwięki.Dlatego też moje dzieci jak idą ze mną do kina(niezbyt często,bo przecież takie "dorosłe" już,a jednak czasem się zdarza)to mają zakaz kupowania czegokolwiek co mogło,by robić,"chrup,mlask,trzask i siorb"

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlatego oglądam filmy w domu, lubię ciszę - jednak

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje kino zamienili na knajpę z hotelem:) W zamian mam 3 multikina i 1 jedno studyjne. Do kina chodzę li i jedynie w celach rozrywkowych - albo żeby się przestraszyć, albo porechotać. Resztę oglądam w domu,.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń