piątek, 30 kwietnia 2010

Majówka

17.30. Idę przez osiedle. Rzekłabym nawet - wlokę się.
Gwarno. Na parkingach co drugi samochód z otwartym bagażnikiem. Rodziny upychają w nich co się da jak się da. Swoje plany. Marzenia. Rowery na dach.
Przed nimi wyczekiwana długo i  pewnie uśmiechnięta Majówka.
A mi... życie pisze scenariusze... których bajkopisarz z nieziemską wyobraźnią nie potrafiłby stworzyć...
Zaskakuję sama siebie coraz bardziej. Takich zwrotów akcji nie przewiduję nawet w najdziwniejszych snach.
Dziś pudełko lodów straciatella.
I wino na poprawę nastroju.
A Jutro. Nowy wstanie dzień.
Wsiądę na mój śliczny rowerek.  Bez nawigacji. I pojadę. Tak jak lubię. Z wiatrem we włosach... prosto w błękitne niebo:).



Miłego weekendu wszystkim.

Dzisiejsze ziarnka:
:) czyściutkie okna
:) prasowanie prasowane
:) urodzinowe całusy dla Gucia:)

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

A jednak się zdarza...

Ona.
Dama. Wysoka. Elegancka. Czerwona przylegająca do ciała tunika. Czarne spodnie. Sandałki na obcasie. Doskonała fryzura.. Uśmiechnięte uszminkowane usta. Zakochane oczy.
On.
Facet z klasą. Postawny. Bladoniebieska koszula. Spodnie w kancik. Brązowy pasek. Białe, krótko ścięte włosy. Uśmiechnięty. Oczy pełne czułości.
Oni.
Tańczyli. Wirowali. Patrzyli. Rozmawiali. Trzymali się za ręce. Szeptali.   Najpiękniejsza para na parkiecie. Na sali. Zapatrzeni w siebie. 

Patrzyłam na nich. Nie przestawałam się uśmiechać. Zazdrościłam nawet. 
Mieli, (jak nic) po więcej niż 60 lat...
Radość życia.
Siebie.

Dzisiejsze ziarnka:
:) jazda na gapę

:) popołudniowa pogawędka
:) wiosenny deszczyk

niedziela, 25 kwietnia 2010

A teraz idziemy...do Idziego.

Obudziłam się dziś później niż zwykle. Z lekkim bólem głowy i suchością w gardle.
Na wspomnienie pachnącej peerelem knajpki (przepraszam, prostuję - restauracji), grających na żywo z pomocą jednak playbacku chyba (na poliglotów nie wyglądali a śpiewali i po polsku, i po angielsku i po francusku... ...a.... zapomniałabym -  jeszcze po  rosyjsku zapodali "biełyje rozy") panów,  towarzystwa czterech innych koleżanek - szeroki uśmiech wypłynął mi na umalowaną resztkami snu twarz.
To nic, że anie kelnerki zbyt uprzejme to nie były. Zważywszy na to, że w powietrzu unosił się klimat lat osiemdziesiątych, (w siedziskach stołków gdzieniegdzie wypalone papierosem dziury, szklanki z paluszkami na stolikach) - ich zachowanie wpasowało się idealnie.
No.... mogłyśmy wyglądać może nieco dziwnie. 5 sztuk płci żeńskiej przy jednym stoliku  wśród ogólnie sparowanego towarzystwa...
Może nawet ktoś pomyślał o nas "kochające inaczej", albo i "desperatki, co przyszły na chyt".
Co nas to!
Nie dałyśmy obsłudze satysfakcji. Wydawało nam się, że po cichu liczyła,  że opuścimy lokal wcześniej, tak by inni goście mogli zająć nasze miejsca... Zostałyśmy na podkładzie do samego końca. Dopóki muzyka grała.
Uchachałyśmy się.
Utańczyłyśmy.
Ublablałyśmy.

Uroczo było.
(nie spodziewałam się w najśmielszych snach, że będzie aż TAK)


Dzisiejsze ziarnka:
:) coca cola
:) piegów podwojenie
:) balkonowe leżakowanie

sobota, 24 kwietnia 2010

Jednym równo - innym...

Słońce pięknie świeci. Ptaszki ćwierkają. I w ogóle jest cudnie.
Nie mniej jednak jedna z informacji usłyszanych w radio wprowadziła mnie w nieco buntowniczy nastrój.
Ciąg dalszy historii z 10.04. Miałam już o tym nie pisać. Ale nie umiem. Wkurzyłam się bowiem maksymalnie. 
Przełknęłam jakoś tę jednorazową pomoc w wysokości 40 tysięcy odszkodowania dla każdej z rodzin osób,  która zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem. Przełknęłam pokrycie kosztów pogrzebów (choć ZUS wszak wypłaca zasiłek pogrzebowy)
Ale gdy usłyszałam o 2000 zł  renty miesięcznie dla każdego dziecka z tychże rodzin fundowanej przez Państwo  - trafił mnie szlag. Bo cholera jasna, gdzie tu sprawiedliwość.  Wiele dzieciaków traci rodziców w wypadkach, kopalniach, z powodu chorób... i co? Państwo ma ich w dupie. Ciemnej.  Głęboko i szeroko. Czym różnią się te dzieci od TAMTYCH? Dotknęła ich przecież równie dotkliwia tragedia? Straciły mamę, lub tatę.
Pecha miały jednak, bo nie w tak spektakularnych okolicznościach...  Czy któreś z nich zostało otoczone opieką psychologa?
12 letnia córeczka mojej koleżanki nie dostała NIC. Żadnej renty, bo jej mama umierając  na raka, nie miała udokumentowanych  lat pracy.
Znajoma, której mąż zginął dostaje jedną rentę na trójkę swoich dzieci w wysokości całych 800 zł.
Ja miałam szczęście. Mam jedno dziecko, które załapało się na rentę rodzinną najniższą krajową (bo wiadomo od najniższej krajowej pracodawca płacił składki).
Może jestem samolubna, egoistyczna, zapatrzona w siebie, wredna, zazdrosna... ale naprawdę nóż w kieszeni mi się otwiera, kiedy widzę dokoła tych RÓWNYCH I RÓWNIEJSZYCH.
Jedni zastanawiają się jak związać koniec z końcem, pracuja, dorabiają,  drudzy mający np. siedmioro dzieci otrzymują od Państwa  14 tysięcy miesięcznie... a i  rentę na siebie, bo przy takiej gromadce pracować się nie da - wiadomo...  Kredyty wszak trzeba płacić. I na wakacje dzieci wysłać. 
Jednym słowem moje dziecię latem zostanie w mieście, a dzieciom pani Iks, Igrek czy Zet Państwo zafunduje piękne wczasy nad morzem... za między innymi moje podatki.

A poruszone tragedią społeczeństwo niechże jeszcze smski śle.


No to mi się ulało.
Zmykam na balkonik wytworzyć trochę witaminy D:).


Dzisiejsze ziarnka:
:) prawie lato
:) wieczór w babskim towarzystwie
:) bordowe pelargonie

piątek, 23 kwietnia 2010

Najmilsza pora tygodnia

Piątek wieczorem..
Odwaliłam już dzisiaj pańszczyznę. W pracy,  i po pracy, i w domu. Ogródka nie mam.
Z czystym sumieniem popijam sobie małymi łyczkami winko.
Zaglądam na znajome blogowe podwórka.
Kwitną. Sprzątają. Tęsknią. Remontują. Balują. Wędrują. Oddychają. Delektują. Żyją.

Generalnie Wiosna.

p.s. Magnesik  dla leleviny.


Dzisiejsze ziarnka:

:) Junior stres od progu

:) plany na sobotę
:) luz

czwartek, 22 kwietnia 2010

Masz babo plan

- Pójdzie w bioderka, jak pani zje to wielkie tortowe ciacho... - podniosłam głowę znad notatek. Przede mną stał bardzo starszy pan, starannie odziany, z wypchaną teczką koloru czarnego. Twarz poorana zmarszczkami uśmiechała się (wyglądało na życzliwie) w moją stronę...
Że też cholera musiał to powiedzieć. Wiem przecież, że pójdzie. Sporo poszło . I to nie tylko w bioderka. Odruchowo wciągnęłam brzuch (durna baba).
- Wiem .   uśmiechnęłam się szeroko i nieszczerze, bo niby jakim prawem obcy facet zwraca mi uwagę, co pójdzie tu,  a co pójdzie  tam... spojrzenie rzucić musiałam mu nieszczególnie sympatyczne, bo się zreflektował:
 - To znaczy poszłoby... ale dobrze, że pani ma taką fantastyczną figurę.
Ha ha ha...  Dziękuję przez gardło mi nie przeszło. Swoje wiem.
Ale co GO  TO...  tak w ogóle.
 - Do widzenia. - rzekłam może nieco za bardzo jadowicie. Wziąwszy do ust wielki kawał ciacha  wróciłam do notatek.  Poszedł sobie.
Jemu tłumaczyć się nie zamierzałam... ale...  ja dziś w tym biszkopcie z przepysznym kremem cappucino  smutki topiłam...
No, bo... no bo... ma nóżka niewielka nie pasowała do przecudnej urody pantofelka:(
A mniejszych numerów tego fasonu nie robią...

Schudnę. Mam plan. I schudnę.
Ha!

Dzisiejsze ziarnka:
:) łąka pełna żółtych mleczy
:) hula hop

:) gorący prysznic

środa, 21 kwietnia 2010

Pani Hilary

Nie, no,  rzecz nie będzie o Hilary Clinton...
Będzie o mnie, o pewnym Niemcu, i skarpetkach.
To, że Niemiec się do mnie wprowadza od czasu do czasu już wiem ja i wszyscy, którzy choć trochę mnie znają. Skubaniec jednak robi to coraz częściej i zostaje na dłużej... Chowa mi wszystko, gdzie się da, a  w szczególności tam, gdzie ja znaleźć tego nie umiem...
Wspominałam ostatnio, że wypięła się na mnie moja osobista  i na dodatek jedyna domowa drukarka.
Grzebałam w niej oczywiście, bo lubię gdy uda mi się coś niekobiecego zrobić. Wyjęłam cartridge...
i... niestety aż tak złotą rączką nie jestem... się naprawić nie udało... za to udało wybrudzić wszystko dokoła pierwszorzędnie ...i siebie też... po czym przez dwa dni szukałam pojemników z tuszami.  Znikły. Jakby w wodę z siódmego piętra wpadły. Przegrzebałam kosz na śmieci rozdrabniając, wybierając i oglądając niemal każdą śmietkę,  przepatrzyłam wszystkie szuflady, szafki przejrzałam też... nawet te z makaronem... Ba,  zajrzałam i do lodówki... zamrażalnik se jedynie odpuściłam... co niektórzy, bardziej złośliwi sugerowali, że może niepotrzebnie...
I co?
Czasem nie tylko praca się opłaca.
A kto szuka ten znajdzie... i ha! Proszę! Dziś mi się udało.
Otwarłam klapkę drukarki. i ujrzałam dwa pojemniczki w rozmiarze XL spokojnie tkwiące na swoich miejscach, gotowe do działania... 

Dziurawe skarpetki wyrzucam.
Rajstop do repasacji nie zanoszę (swoją drogą ciekawe czy kto wie co to było).
A z eksmisją Niemca - nie daję rady:)

Dzisiejsze ziarnka:
:) chałwa
:) soczysta zieleń traw

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Wróżka

"Cyganka prawdę Ci powie kochaneczko, prawdę Ci powie... ale musisz puknąć w karty monetą... nie kochaneczko.... większą...
Od czasu, gdy jedna Cyganka- wróżbiara sto lat prawie temu ,  na krakowskich Plantach,   naciągnęła moją mamę na papierowy banknot  za dokładną przepowiednię (a owe czasy pamiętały wodę z sokiem z saturatora i waniliowe lody na patyku bambino w biało-czerwonych papierkach) przestałam wierzyć w jakiekolwiek wróżby i wróżbitki, a Cyganki omijam szerokim łukiem.
Od jakiegoś czasu jednak korci mnie, by pójść do  pani stawiającej tarota zawodowo.
Koleżanki chodzą. Zdają relację ze spotkań. Są pod wrażeniem tego,  co usłyszały o sobie, swojej rodzinie i w ogóle.. Zgadza im się... 
Nie wiem, czy bardziej ciekawa jestem mojej przyszłości,  czy może tego co Ona będzie wiedziała o mojej przeszłości? 
Czy to jest sposób?
A jeśli,  to tak naprawdę na co?
Zatem... Iść? Czy nie iść?


Dzisiejsze ziarnka:
:) zapach kwitnącego drzewa
:) wielkie pomarańczowo zachodzące słońce
:) ciepły wieczór

piątek, 16 kwietnia 2010

Czarne chmury

... i to nie tylko te znad Islandii,  gnają w moją stronę z całkiem przyzwoitą prędkością.
Z uporem maniaczki liczę jednak, że w jednym momencie zmienią się one w cudnie bieluchne pierzaste obłoczki, wtuliwszy się w które,  będę mogła zachwycać się nieskazitelnie błękitnym życiem, sięgać po uczepione ich końców marzenia... i majdać z uśmiechem zwisającą nóżką.
Póki co rzeczywistości  totalnie dynda  moja chęć życia spokojnego.  Rzeczywistość nie robi sobie z niej nic a nic. Nocami straszy, a na jawie...  próbuje... póki co.
 Że niby tak mniej nudno...?

Osobista drukarka  też się na mnie wypięła...


Dzisiejsze ziarnka:
:) powrót życia na blogach
:) różowe wino
:) żółte bratki


* Zdjęcie Krystian Madejski

czwartek, 15 kwietnia 2010

please wait

Za-czarno. Za-dużo. Za-długo. Za-...


Za-wiesiłam się.

 

Dzisiejsze ziarnka:
:) wyprasowanie
:) zmęczenie fizyczne

niedziela, 11 kwietnia 2010

Jutro? Jakie?

Nic mi się nie chce. Nie zrobiłam wczoraj nic z zaplanowanych zadań.
Skulona na kanapie przełączałam kanały telewizyjne w oczekiwaniu na CUD.
Nie zdarzył się. Nikt nie przeżył. 
Kolejny raz przekonałam się, że JUTRA może nie być . Że tak naprawdę liczy się DZIŚ.  

I chociaż wciąż mi smutno, choć wiele nie rozumiem... pora wstać... wygrzebać się z resztek snu i bezpiecznego ciepła pościeli.
Czeka sterta prasowania.
Dokumenty do zrobienia.
Obiad do ugotowania.
Karolcia i Julka  z ciastem.

Wstaję więc i postaram się jakoś chwycić ten dzień, by na jutro pozostawić jak najmniej niezałatwionych spraw.


Dzisiejsze ziarnko:
:) DZIŚ

 

sobota, 10 kwietnia 2010

Cisza...|*|



W czwartek

Obudził mnie okropny ból głowy. A może to ten sen. Koszmar.. Mam nadzieję, że śni się na odwrót...
W pracy urwanie głowy. Staram się jak mogę działać tak, by nie odpracowywać urlopu. Ynki nie ma :(
Zasypana jestem papierami, których umieszczanie w segregatory niemal roboczy dzień.  Jak ja dam radę skoro w kolejce już czekają kolejne zadania. Ważne. Nie wiem, które mniej, które więcej. Nie zawsze uda mi się prawidłowo interpretować, co autor miał na myśli i dlaczego zupełnie inaczej niż ja...
Na dodatek zimno. Jak cholera. Siedzę przy biurku  okutana w sweter Iwi (od jakiegoś czasu mój służbowy). Popijam na zmianę kawę i herbatę. Gorącą. Radio Zet gra. Ktoś wygrał 70 tysięcy (dlaczego nie ja?). A ktoś chce wiedzieć,  jak wytłumaczyć dziecku, dlaczego Kubuś Puchatek nie nosi majtek tylko kubraczek... albo czy prostytutki stojące przy drodze łamią przepisy ruchu drogowego.
Tabelki i cyferki mykają przed oczami... Trzy tabletki.
Po pracy prosto na pocztę. Moją osiedlową.  Po przesyłkę, która spokojnie mogła wylądować w skrzynce na listy... mogła, gdyby się listonoszowi chciało ją dostarczyć. Ale wygodniej przecież zaawizować...  Kiedyś były tu trzy okienka. Remont zrobili. Są dwa. Dziś za jedno nieczynne przepraszają. Godz. 15.40. Osiem osób przede mną, Średnia wieku 65. Ja trochę zaniżam.
Mimo tej świadomości nie zdobywam się na uśmiech.

Pora na RESET.


Dzisiejsze ziarnka:
:) jogurt kawowy
:) krok do przodu
:) zieleniutka trawa

czwartek, 8 kwietnia 2010

Wir

... jakiś mnie ogarnął...
Pędzę i wiruję, wiruję i pędzę...
Wyjazdy tygodniowe są super. Tyle tylko, że w niecierpliwym na nie oczekiwaniu  zostawia się całą resztę "na później". Zamyka  drzwi .... i jest bosko.
A kiedy to później nadchodzi...
Okazuje się że zapomniało się o tym i tamtym, a to i to leży odłogiem. A czas nieubłaganie biegnie do przodu i terminy gonią. Ludzie czekają. Egzaminy się zbliżają. 
Kurcze,  jak złapać wszystkie sznureczki w jedną rękę. 
Póki co wpadam tu tylko na chwilkę, czytam, komentuję i biegnę dalej... (stoję tylko w kolejce na poczcie... ale nie bezczynnie - ciśnienie mi rośnie)

Postaram się poprawić... tylko się ciut odwiruję.
Albo przewrócę.

Dzisiejsze ziarnka:
:) za dwa dni weekend
:) grapefruit czerwony
:) dobranoc

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Śmigus - dyngus

Oj u mojej u Mojej Kuzynki, vel Siostry Ciotecznej, ze strony Matki , (u której właśnie jestem na występach) Lany Poniedziałek obchodzony jest bardzo tradycyjnie... rzekłabym, że nawet bardziej niż bardzo.
O świcie każdy czai się w ukryciu i czeka na innego  obudzonego złaknionego pożywienia, lub kawy człowieka...
Obowiązuje tylko jedna zasada - lejemy się wyłącznie w salonie, który wyłożony wzdłuż i wszerz płytkami... Bezpiecznym miejscem są jedynie drewniane schody. Ale siedzieć cały poniedziałek na nich? E nieee...przegapić taką zabawę? E...nieeee...
 Mój Pierworodny i Pierworodna Kuzynki amunicję ładują już w niedzielę wieczorem...
Spotkanie o świcie z wychłodzoną wodą z ich butli strząsa bezlitośnie resztki snu...
Gdy towarzystwo w komplecie pojawia się na dole...  zaczyna się!  lanie, chlustanie, piski, wrzaski i śmiechy...Najsamprzód młodzież kontra dorośli.  Potem to już, kto się nawinie i jak leci, byle tylko było dużo i mokro.
Nala szaleje z zachwytu. Nareszcie można  szczekać w domu do woli. I Pan nie każe być cicho.
Kiedy już jesteśmy przemoczeni do ostatniego włoska...  ogłaszamy zgodnie:  KONIEC LANIA 
i zaczynamy sprzątanie (szufelką wody zbieranie, na szmatach ślizganie) potem objadanie i popołudniowej wycieczki planowanie...


Ach, te poniedziałki to ja strrrrrrrrasznie lubię.
A dziś miałam w gratisie spotkanie pierwszego stopnia z drzwiami kuchennymi.
Lała się więc nie tylko woda:)))).

Dzisiejsze ziarnka:
:) kurs szybkiego pływania
:) fortów zwiedzanie
:) zepsuta waga:)

niedziela, 4 kwietnia 2010

A mnie jest dobrze tu...

Towarzystwem, jedzeniem i uśmiechem płyną świąteczne dni.
Wczoraj spotkanie, opowieści, zwierzenia, chichoty. Gorzko i dębowo. 
Dzisiaj słońcem, zielenią, radością...
Spacer popołudniem po wrocławskim rynku... kolorowe kamienice widziane pierwszy raz...
Zaczarowana dorożka,
Kawa w PRL'u... Ta ostatnia niedziela wystukująca rytm świeżych jeszcze wspomnień  a już zapisująca się w pamięci nowymi obrazami...

Zawiódł  tylko aparat... Ale zachwyt zapisał się we mnie. 
Po moje zdjęcia wrócę tu jeszcze.

Dzisiejsze ziarnka:
:) smak Wielkanocy
:) nutki fortepianowe
:) stukot obcasów po wrocławskiej Starówce

piątek, 2 kwietnia 2010

Radosnych!

Patrzę przez okno. Z niedowierzaniem. Biało. Prąd też gdzieś wywiało. Bez kawy o 9.30 ? Uśmiech w lustrze. Dzieciaki malują jajka. My ostatnie zakupy. Tulipany. Zajączki. Odwiedziny. Wszystko gotowe. Odpoczywamy. Czekamy.

WIOSNY ...
ODPOCZYNKU...
UŚMIECHU...
SPOKOJU...
po prostu
DOBRYCH ŚWIĄT  :)



Dzisiejsze ziarnka:
:) wiara
:) nadzieja
:) miłość

czwartek, 1 kwietnia 2010

Ha ha ha

Ścienny zegar właśnie wybił 18.30.
Kuzynka zasuwa na swoim orbitraku chcąc zrobić miejsce dla nowych zbędnych kilokalorii, które  będziemy wlewać w siebie wieczorem.
A ja siedzę sobie i przypominam próby dzisiejszego wkręcenia mnie.
PRIMA APRILIS
Ynka usiłowała mnie przekonać, że ciocią zostanę, że niby ona... he he he... musiałaby mnie bardzo boleć głowa... bym w to uwierzyła...
Potem odkręciła, że to  nie ona tylko Iwi... bu ha ha haa... ptaszek chyba...
No i Kuzyneczka usiłowała mi wcisnąć kit szkoląc w zaciąganiu rolet okiennych. A mianowicie  źródło światła z żarowki skierować na okno... potem już z górki polecą na dół metalowe szczebelki.
Dziś dzielnie odpierałam ataki wszystkich żartów.
Ale kiedyś omal nie rozpłakałam się otrzymawszy telefon z informacją, że było włamanie do mojego mieszkania... (a że wtedy życie kopało mnie z każdej strony... uwierzyłam)...
Dziś z tego chichrałam.

Dzisiejsze ziarnka:
:) kocyk, drink i góry...
:) śmichy chichy wieczorową porą
:) dedykacja