Oj u mojej u Mojej Kuzynki, vel Siostry Ciotecznej, ze strony Matki , (u której właśnie jestem na występach) Lany Poniedziałek obchodzony jest bardzo tradycyjnie... rzekłabym, że nawet bardziej niż bardzo.
O świcie każdy czai się w ukryciu i czeka na innego obudzonego złaknionego pożywienia, lub kawy człowieka...
Obowiązuje tylko jedna zasada - lejemy się wyłącznie w salonie, który wyłożony wzdłuż i wszerz płytkami... Bezpiecznym miejscem są jedynie drewniane schody. Ale siedzieć cały poniedziałek na nich? E nieee...przegapić taką zabawę? E...nieeee...
Mój Pierworodny i Pierworodna Kuzynki amunicję ładują już w niedzielę wieczorem...
Spotkanie o świcie z wychłodzoną wodą z ich butli strząsa bezlitośnie resztki snu...
Gdy towarzystwo w komplecie pojawia się na dole... zaczyna się! lanie, chlustanie, piski, wrzaski i śmiechy...Najsamprzód młodzież kontra dorośli. Potem to już, kto się nawinie i jak leci, byle tylko było dużo i mokro.
Nala szaleje z zachwytu. Nareszcie można szczekać w domu do woli. I Pan nie każe być cicho.
Kiedy już jesteśmy przemoczeni do ostatniego włoska... ogłaszamy zgodnie: KONIEC LANIA
i zaczynamy sprzątanie (szufelką wody zbieranie, na szmatach ślizganie) potem objadanie i popołudniowej wycieczki planowanie...
Ach, te poniedziałki to ja strrrrrrrrasznie lubię.
A dziś miałam w gratisie spotkanie pierwszego stopnia z drzwiami kuchennymi.
Lała się więc nie tylko woda:)))).
Dzisiejsze ziarnka:
:) kurs szybkiego pływania
:) fortów zwiedzanie
:) zepsuta waga:)
Allllllllle fajnie :)
OdpowiedzUsuńAha, to byłam ja, Maura :))
OdpowiedzUsuńzazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńZabawa fantastyczna, ale sprzatac to nie bardzo by mi sie chcialo;)) Chociaz to w koncu grupowe sprzatanie;)
OdpowiedzUsuńCzyli konkretnie. Święta bez krwi to przecież u Was nie przejdzie :-).
OdpowiedzUsuńpodoba mi się to drugie zdjęcie... uściski
OdpowiedzUsuńwow
OdpowiedzUsuńwypasiony lany poniedziałek :D i fajnie :) Takie poniedziałki długo się pamięta :)
gorzej, że to bliskie spotkanie z drzwiami było, siniak jest?
pozdrawiam cieplutko
Takich udanych poniedziałków niestety nie jest wiele...Od 6 rano polewali mnie po trochu członkowie rodzinki ;) Po Kościele pluskałam się w wannie-na szczęście skończyło się tylko przemoczonymi skarpetkami i nogawkami spodni przed kolana... Najwiecej jednak polało się perfum... Do teraz czuję na sobie perfumerię-niestety nie tylko jeden zapach i ta kompozycja damskich i męskich perfum nie jest zbyt ciekawa... :/ Jednak dzień można zaliczyć do udanych ;) Przy okazji melduję się i pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńPanta rhei...;)
OdpowiedzUsuńSmarkate lata mi się przypomniały...:)
OdpowiedzUsuńA we mnie się odezwie nudziara ;) ja nie znoszę tego lania... nie lubię być mokra, brudna itp... i to sprzątanie później... po co sobie bałagan robić??? :)
OdpowiedzUsuńO jery!! Ale było!! ja zawsze uciekam, dopóki jestem sucha, ale potem.. to już nie.. ;P
OdpowiedzUsuńTo jest trzymanie się tradycji. Tylko jeszcze butelki na wiaderka zamienić ;)
OdpowiedzUsuńDoskonale przygotowanie taktyczne do tego lania :)
OdpowiedzUsuńŁadnie, ładnie ;)
OdpowiedzUsuń....pewnego roku mój służbowy komputer nie stanął na wysokości zadania i się sfajczył...:):)....
OdpowiedzUsuńa u nas spokój. jakoś tak nietradycyjni jesteśmy. i w prima aprylis też nie było żadnego żartu...
OdpowiedzUsuńIda coś cicho tu od 2 dni... Tęsknie za wpisikami ;) Miłej nocki ;)
OdpowiedzUsuń