piątek, 31 grudnia 2010

Sylwestrowe rozważania

Święta,   święta... i po świętach.
Minęło jak z bicza trzasnął. Albo i nawet szybciej.
To niesprawiedliwe, że dni na które czekamy mijają tak szybko! (i tu Ida tupnęła nóżką jak mała dziewczynka)...

Nowego Roku chętnie nie wpuszczałaby za próg... nie wie co przyniesie... ( Ida zdecydowanym ruchem wyłączyła tv w którym gadają o podwyżkach Vat i drożyźnie, z którą w 2011 borykać się będzie przeciętna, polska rodzina).

Lepszy będzie czy gorszy od 2010? 


W każdym bądź razie czas się przyszykować na  przysłowiowy Skok w Nowy 2011 Rok i w końcu wygrzebać się z pościeli....

- O Matko Kochana! (Ida wyskoczyła w końcu  z łóżka niczym oparzona)
"Moje Postanowienia Noworoczne!!!"
(w intensywnie zakręconym ostatnio życiu Idy zabrakło czasu na myślenie o tym
)

Kochani Moi spieszę więc pod prysznic  moich postanowień i  marzeń noworocznych namarzyć,
a Wam życzę,

by Rok 2011 
dla Każdego z Nas 
był takim,

jakim chcielibyśmy, by był. 

"Niechaj  Marzenia
Odczepiają  się  od Chmur"

(by Margo
)



ps. Zdjęcia z sieci. 

piątek, 24 grudnia 2010

Pięknych Świąt!

Barszczyk już czerwieni się wesoło.
Pierogi z kapustą radośnie plotkują.
Ryba w greckim odzieniu szykuje się na dzisiejszy wieczór.
Karp przesiąka cebulką, by wieczorem królować na wigilijnym stole. 
Pierworodny i Oliwka (lat 11) mówią  ludzkim (!) głosem i zgodnie wypatrują pierwszej gwiazdki.
To prawdziwy cud!




Kochani Moi
życzę Wam Wszystkim i Każdemu z osobna,
Ciepłych,
Rodzinnych,
Pełnych  

Pokoju,
Magii

Cudu Bożego Narodzenia
Świąt!



Dzisiejsze ziarnka:
:) jest taki dzień, bardzo ciepły choć grudniowy.


niedziela, 19 grudnia 2010

Przedświąteczna sobota inaczej niż zwykle

-Czy są jeszcze miejsca do zaparkowania?
- Myślę, że na końcu tak - ostrawski policjant, pilnujący rzekomo porzadku, a bardziej chyba swego policyjnego auta, które ustawiono tak, że przejeżdżając obok trzeba było wciągnąć brzuch i zamknąć oczy, by go nie zahaczyć -  wykazał się znajomością rzeczy.
No, to pojechaliśmy. Były miejsca.  Faktycznie. Na końcu. Na fest zaśnieżonym skwerku,  po którym latem pewnie poruszają się wyłącznie piesi...  tuż przy ławeczkach, na których pewnie wiosną wiosnę chłoną zakochani...
- Proszę pana - a jak dojdziemy na "zimny stadion"? Nasza gromadka po trzygodzinnej jeździe, wysypawszy  się z samochodów, spragniona zarówno artystycznych  wrażeń, jak i odwiedzenia toalety - zagadnęła czeskiego policjanta pilnującego końcowej części miejsc parkingowych
- Idźcie za ludźmi - odrzekł błyskawicznie i tak błyskotliwie, że zadumałyśmy  się z Natką nad sensem kawałów o policjantach. Doszłyśmy do wniosku, że to żadne żarty  - to sama prawda,  dotycząca  pracownikow tej grupy zawodowej bez względu na szerokość i długość geograficzną, narodowość, czy kolor skóry.
Grzecznie posłuchaliśmy przedstawiciela władzy, upatrzyliśmy sobie parę dzierżącą w ręku wielkie bilety (na załączonym obrazku) i chichocząc tuptaliśmy za nimi posłusznie.
Trzy godziny jazdy, tudzież błądzenia po ostrawskich i  zaśnieżonych (pługa nie uświadczysz) ulicach wynagrodził nam z nawiązką trzygodzinny koncert Jarka Nohavicy. 
Toż była to kolacja wigilijna dla ducha. Ciału, by nie czuło się gorsze, zapodaliśmy przepyszne grzane winko., Suma-summarum  - BYŁO GENIALNIE.
 Dźwięki gitary, akordeonu, fortepianu, brzmienie głosu, wspólny śpiew (to znaczy ja to tylko nieśmiałe murmurando i ewentualnie pam param pam pam, bo czeskiego nie znam)... ech...

A Bilans normalnej inaczej  ostatniej przedświątecznej soboty:
Okna nie umyte.
Bombki w piwnicy.
Gałązki na drzewko świąteczne - jeszcze w całości w krzakach.
Prezenty   w sklepach (a rokrocznie obiecuję sobie, że zacznę je kupować jeszcze w lipcu)

I CO Z TEGO?????
Czasem warto się teleportnąć choć na chwilę w inny wymiar.:)))



Dzisiejsze ziarnka:
:) Cudna zima za oknem
:) Piernikowe choinki
:) Gwiazda


PS. Natko, bardzo. Bardzo. Bardzo. :-)

czwartek, 9 grudnia 2010

Dzień pod tytułem: DO DUPY JEST W PERU

Mikołaj jakiś zabłąkany podpierniczył z klatki rower Pierworodnemu. Super wypasiony to on może nie był - ale tysiączek był i się w niezbadanych okolicznościach zmył.
Młody ma za swoje , bo od tygodni nie mogę się doprosić, by w końcu go zaniósł do piwnicy (a wysprzątaliśmy ostatnio tak pięknie, że miejsca i na 5 rowerów).
Teraz już nie musi się martwić.
Po robocie, nie patrząc na wiatr i zamarzające kończyny dolne i górne udałam się w poszukaniu komisariatu policji nr 1.
W miarę szybko go znalazłam. Policjant w okienku i miły był. Wpierw spojrzał z pobłażaniem 
-Rower na klatce schodowej przypięty. Tak sobie stał? 
- Nie leżał - cisnęło mi się na usta, ale grzecznie odpowiedziałam panu władzy: - Tak właśnie... pan zaraz dodał:
- Numer ramy proszę podać,... czasem policjanci sprawdzają rowery..." - jego spojrzenie jednak mówiło: "wierzy pani, że go znajdziemy? Se pani da spokój. Se? ... raczej może "nam".
Numer ramy...szkoda, że mi tego nikt nie powiedział, gdy wczoraj dzwoniłam "na świeżo"
Załatwiwszy więc  NIC pojechałam do domu.

W pracy zapiernicz taki, że nie wiem jak dotrwałam do piętnastej. Ostatnimi czasy odnoszę  wrażenie, że przydałoby mi się tak ze trzy pary rąk więcej... może dałabym radę na trzy komputery, i telefon... 
Jutro znów pobudka o 3.00 i do pracy. 
Odnoszę wrażenie że ktoś nam robotę sabotuje.
Chodzę jak bomba zegarowa. Póki co tykam... Czuję jednak, że zawleczka niedługo wypadnie.


Dzisiejsze ziarnka:
:) truskawkowy zapach świecy
:) gorąca herbatka
:) Śpiewająca Lipka

czwartek, 18 listopada 2010

Dziś

Małe dzieci mały kłopot – duże duży.

Walka z przestępczością TAK – ale jakim kosztem?

Grasuje na moim osiedlu taka sobie trzyosoboba grupka  młodzieńców. Kradzieże, zastraszanie. Jeden z nich , 17-letni mieszka w moim bloku. Osobiście nie mogę powiedzieć na niego złego słowa. Czasem spotykam go w windzie - grzeczne dzień dobry – do widzenia.
Pewnego jednak razu kolesie, z którymi się ów, nazwijmy go Iksiński zadaje, ukradli koledze Pierworodnego telefon. W biały dzień – patrząc mu prosto w oczy. Ojciec poszkodowanego oczywiście zgłosił sprawę na policję. Iksiński, choć jedynie był świadkiem kradzieży i oficjalnie nie przyznawał się do znajomości ze złodziejaszkiem, przesiedział w areszcie 72 godziny.
„Przez tego małego ch..ja siedziałem 72 godziny w areszcie… ten mały ch…j mieszka na owej ulicy, jeździ na takim rowerze – nie wiem co mu zrobię jak go dopadnę, a rower to mu chyba zaje…

Taką oto rozmowę przez telefon przeprowadził dzień po opuszczeniu aresztu, Iksiński. Na szczęście- nieszczęście usłyszał tę rozmowę Pierworodny. Oczywiście natychmiast zadzwonił do kolegi, by go ostrzec, prosić, by uważał… Kolega zaś, co zupełnie oczywiste opowiedział historię ojcu, a ojciec teraz prosi mnie, bym zgodziła się, by Pierworodny zeznał na policji co wtedy usłyszał…
Boję się.
Iksiński będzie doskonale wiedział, kto go wsypał. Rozmowa była przeprowadzona w autobusie, gdzie Pierworodny i Iksiński siedzieli niemal obok siebie.
Chłopak mieszka kilka pięter nad nami. Wie doskonale , które to nasze drzwi, nasze auto, wie pewnie o której wracam z pracy, kiedy Pierworodny ze szkoły… o tragedię w dzisiejszych czasach nie trudno.
Kolesie chodzący z łomem w biały dzień po osiedlu są zdolni chyba do wszystkiego. Co z tego, że policji kręci się sporo.
Boję się o Pierworodnego. O to, że go pobiją, że będzie miał przesrane, że będą chcieli się mścić.
Z drugiej jednak strony rozumiem ojca kolegi. Jego syn boi się wychodzić z domu do szkoły.
Gdyby chodziło o Pierworodnego też pewnie robiłabym wszystko, by czuł się bezpieczny. Chciałabym, by wiedział, że przestępczość trzeba zwalczać, nie dać sie zastraszyć... ale ...

... mam tylko Jego.

Co robić zatem???

Dzisiejsze ziarnka:
:) kawa z mlekiem

niedziela, 14 listopada 2010

Wczoraj Dziś Jutro

Wczoraj...
Szybowce sunęły bezgłośnie po błękitnym niebie.
Nawet wiatr na chwilę umilkł.
A dzwony kościelne grały i grały gorzką melodię złożoną z  łez, smutku, bólu, żalu.

Dziś...
Droga do domu dłuższa niż zwykle...(objazdy, rozkopy, brak oznaczeń, orientacji  i giepeesa)
Obcas od kozaka odpadł w drodze do kościoła...
Ale...
pięknie wiosenny był dzień..


Jutro...?

Dzisiejsze ziarnka:



czwartek, 11 listopada 2010

Wolność...?

Chce mi się krzyczeć i bluźnić. Kolejny już w życiu raz.
Nie zgadzam się z wolą Boga.
Znowu nie zdarzył się cud.

To Życie cudem jest.


Dzisiejsze ziarnko:
zdrowie

piątek, 8 października 2010

Nic dwa razy się nie zdarza

A głupi to ma szczęście.
Mi się trafiło przedwczoraj. I to jak ślepej kurze ziarno. Albo i lepiej. Od razu ze trzy. 
Taka kumulacja jedyny  raz na dłuuugi  czas.
Dzień wolny od pracy (za nadgodziny). Piękna, malowana jesień. I...
I...  bilet na koncert:



Z nieba nie spada nic, oprócz gromów (z tego ponoć jasnego - choć spierałabym się), deszczu,  innych tym podobnych opadów atmosferycznych i ptasich kup.
Zaproszenie  dostałam od Natki. Jej Szanowny Małżonek zaplanował sobie w tym samym czasie (na moje głupie szczęście) podróż zagraniczną. I poooooolllllleeeeeeeciiiiiiał.
A ja piernikiem,  niczym sroka bystrooka,  frrruu wskoczyłam w jego miejsce i przedwczoraj o 13 z minutami siedziałyśmy w samochodzie i sunęłyśmy A-Czwórką  nucąc pod nosem Wrocławiu, piękny Wrocławiu (o tym będzie innym razem)...

Rewelacyjne widowisko.  Koncert doskonały. Joe Cocker genialny. Wspomnienia niezapomniane. No i ciary... ciary... ciary....




Dzisiejsze ziarnka:
:) bujanie w obłokach
:) perspektywa wolnych chwil
:) spokój

środa, 6 października 2010

Ptaszki ćwierkają


z pretensją w głosie, że...  jesień...
Nawet doniosły mi z dalekiego miasteczka mojego, że mało mnie tu...
Nie mam nic na swe usprawiedliwienie.
Postanowienia poprawy, mocne, czy też nie,  na nic jak widać się nie zdają.
Odnaleźć się po wakacjach nie potrafię, czy ki czort. Gdzieś tam mam cichutką nadzieję powrócić do mojej dawnej systematyczności...  nie mniej jednak ostatnio zaglądam tu bardzo rzadko...jeszcze rzadziej piszę.. zerkam co u Was ciekawego - czasem kliknę coś tu i ówdzie, ale tego też jakby mniej... 
Nawet po ostatnim spacerze ze Stardust sen miałam, że byłam w Ameryce z koleżankami i że popołudniem miałyśmy się wybrać do SuperCentrumHandlowego na super zakupy.
Ależ mi ta moja podświadomość psikusy robi. Co?  Niektórzy jednak mawiają, że  sny nad ranem podobno się spłeniają... Ten mój amerykański sen , pamiętam doskonale,  zjawił się o 5.20 i trwał do 5.30 zanim bezlitosny alarm w komórce kolejny raz tego poranka obwieścił, że pora wstać. 
Może więc kiedyś...?
Kto wie.

Dzisiejsze ziarnka:
:) spacer dzieciaczków ze żłobka,  trzymających się dłuuugiej kolorowej stonogi
:) złota, polska jesień

:) popołudnie inne niż wszystkie

poniedziałek, 20 września 2010

Jury potrzebne od zaraz;)

Natka, o której możecie u mnie  poczytać od czasu do czasu, i która z zainteresowaniem śledzi  Wasze blogi,   ogłosiła w swojej klasie,  obecnie II B , wakacyjny konkurs fotograficzny, o którym możecie TU poczytać.
Gdybyście zechcieli zajrzeć na tę stronkę,  obejrzeć zdjęcia, zostawić krótki komentarz na temat fotki, która Wam spodobała się  najbardziej  -  byłoby SUPER.
Dzieciaki będą na pewno  zachwycone.
Zapraszam więc  gorąco do wspólnej zabawy.

Dziękuję już teraz  w imieniu Natki i Jej Uczniów:).


Dzisiejsze ziarnka:
:)  tylko 5 dni do weekendu
:) kolorami jesień się zaczyna
:) wciąż do przodu

niedziela, 19 września 2010

Niespodzianka stulecia

... tak określiła siostra ma mój wyczyn..
A bo nic na to nie poradzę, że postanowiłam milczeć. Nawet nie wiedziałam, że tak długo wytrwam w mym postanowieniu. Ja i Pierworodny oczywiście też.
Kiedy w sierpniu ubiegłego roku zapisywałam się na kurs prawa jazdy zawzięłam się i nie pisnęłam ni słówka o tym mojej najbliższej rodzinie (czyt. mama i moja siostra) i nikomu mieszkającemu w moim rodzinnym miasteczku oddalonym o 110 km od Gliwic. Nie zadzwoniłam nawet po zdanym (w końcu) egzaminie... Milczeliśmy z  Pierworodnym jak groby. Postanowiliśmy,  że się dowiedzą jak tam pojedziemy...
...no i dwa tygodnie temu stałam się szczęśliwą posiadaczką czterech kółek. Po procesie weryfikacji, bieganiu od urzędu skarbowego, do celnego, urzędu miasta, Stokrotka, bo tak  ostatecznie nazwałam moją corskę Ce została oficjalnie zarejestrowana i opatrzona w dowodzie rejestracyjnym moim nazwiskiem.
I oto właśnie w ten weekendzik zawiozła mnie bezpiecznie w rodzinne strony...
Nie wiem, czy słusznie,  że zafundowałam mamie taki szok... bo się biedula niemal popłakała z radości . Namówiła mnie też, bym odwiedziła jeszcze w ten weekend siostrę, która mieszka o kolejne 40 km dalej... no to pojechałam...

I...
... zdecydowanie warto było trzymać język za zębami cały rok.

Zobaczyć minę siostry i szwagra - BEZCENNE :))))))



Dzisiejsze ziarnka:
:) 350 km przejechanych w ten weekend
:) radość bliskich
:) Kamilek - dwutygodniowe szczęście mojej kuzynki



*Zdjęcie znalezione na aukcji allegro.

niedziela, 12 września 2010

Lubię

Stardust, jak sama rzekła, nieco podstępnie wkręciła mnie do zabawy. A że zaproszenie przyjęłam, pora więc w końcu włączyć się w grę.
Wszak lepiej późno niż później.

Lubię:
  • Pędzić przed siebie na moim rowerze, gdy wiatr we włosach wolności melodię gra.
  • Wiosnę wiosną, lato latem, jesień jesienią, zimę zimą. Zachwycać się tym, co z sobą niosą (nawet jeśli przez to narażam się innym).
  • Lody waniliowe z gorącym sosem malinowym.
  • Gadać.
  • Moją  pracę, mimo, że czasem marudzę i się wkurzam.
  • Filmy z happy endem.
  • Spotkania z przyjaciółmi, znajomymi i rodziną.
  • Czas spędzany z Pierworodnym.
  • Marzyć...  i  chwile, gdy marzenia się spełniają.
  • Nade wszystko lubię ŻYCIE.
Jest jeszcze milion  innych rzeczy, które lubię, a których nie wymieniłam... (nawet sama nie wiedziałam, że aż ich tyle). Te, które tu się znalazły,  nasunęły mi się pewnie pod wpływem przeżyć ostatnich dni, tygodni czy miesięcy.

Do zabawy zapraszam: Euforkę, Maję i  Margo.

Dzisiejsze ziarnka:

:) ciepłe kaloryfery
:) rosół z makaronem
:) kąpiel w wannie pełnej pachnącej piany

 

niedziela, 29 sierpnia 2010

Gdzie tu logika?

Każdego niemal ranka idąc do pracy, przechodzę koło sklepu, obok którego siedzi grupka amatorów wina marki wino.
I za każdym razem zastanawiam się dlaczego wybrali taki styl życia. Co ich do tego skłoniło. Kim są z zawodu, czy w ogóle go mają. Wiem, że (pewnie) sami zgotowali sobie ten los, ale mimo wszystko strasznie mi ich żal.
Nie spotkało mnie jeszcze nic złego z ich strony.  Jeśli proszą o pieniądze proszą bardzo grzecznie, dziękują, a potem przepraszają długo i szczerze... A potrafią być w całej tej swej zewnętrznej brzydocie - naprawdę sympatyczni.

Pewnego dnia pewna, znana mi osobiście starsza pani  wracała sobie powolutku z kościoła..
Już nie od dzisiaj wiadomo, że człowiek najczęściej potyka się na prostej, równej drodze... a, że chodniki na naszym osiedlu pozostawiają wiele do życzenia, to o upadek tym bardziej łatwo. I tak się też przydarzyło wyżej wspomnianej pani. Potknięcie - lot - trach.
Rzecz miała miejsce w pobliżu ławeczki okupowanej przez amatorów wina marki Mamrot. 
Panowie widząc zdarzenie natychmiast zerwali na ratunek. Pani L, mimo groźnie wyglądającego upadku, pozbierała się jednak sama prędziutko, ale  grzecznie podziękowała za  chęć pomocy. Po wymianie kilku uprzejmości z obu stron, jeden z panów, już na do widzenia,  rzekł:
- Widzi pani jak to jest? JA PIJĘ, a pani się przewraca.


Dzisiejsze ziarnka:
:) kawa w łóżku
:) pstrąg smażony
:) czytanie i odpoczywanie

Zdjęcie z sieci

sobota, 28 sierpnia 2010

Power is back

Morderczo wypompowana weekend rozpoczęłam wczoraj cztery godziny później niż zwykle. Nie mniej jednak doskonałe towarzystwo, genialna zapiekana ryba po grecku w wykonaniu Natki i pyszne wino, sprawiły, że moje całotygodniowe zmęczenie i stres wyleciały niepostrzeżenie przez uchylone okno pięknego mieszkania  na siódmym piętrze... Co się z nimi potem działo? Co mnie to! ... ja bawiłam się świetnie.
Podejrzewam, że cykl spotkań z psychoterapeutą i weekend w SPA  nie byłby w stanie zrelaksować mnie bardziej. 
Bo proszę:
Po wczorajszym zastosowaniu się do zasady co masz zrobić dziś - zrób jutro... dziś od 5.30 latam po mieszkaniu ze szmatą. Aby nie czuć się osamotnioną robotę zadałam i pralce. Teraz chwilka na kawkę i ochoczo gnam dalej...
Nawet dobrze, że za oknem kapie:).

Dzisiejsze ziarnka:
:) czas na przemyślenia
:) Dziunia
:) jak dobrze mieć przyjaciół

wtorek, 17 sierpnia 2010

Gdzie ja jestem?

gdy tu mnie nie ma?
W domu, w pracy, w drodze, w sklepie.
Z żelazkiem, szmatą, konewką,  segregatorem i liczydłem.
Praca w pracy, praca po pracy. I praca w domu.
W międzyczasie poszukiwania. (To wcale nie jest takie proste jak myślałam)
Urlop? Jaki urlop?
Zaczęło się życie kręcić swoim torem.
Za dwa tygodnie nabierze jeszcze większego tempa.
Zacznie się szkoła.
Brrr.
Czasem wpadnę tu na chwilkę. Poczytam co u Was i znów pędzę dalej.
Powoli tęsknię za długimi  jesienno-zimowymi wieczorami, gdy będę mogła z kubkiem gorącej czekolady u Was zagościć na dłużej.
A teraz czas goni. Pora do pracy.
Miłego wtorku:). Pa.

czwartek, 5 sierpnia 2010

36 godzin

Dokładnie tyle ile spędziłam minionego weekendu w Zakopanem.
W tym czasie udało mi się:
1. Pierwszy raz w życiu (w wieku 39 lat!) złapać stopa.
2. Wyszaleć się do rana na imprezce w Europejskiej.
3. Wygrać z niedyspozycją żołądkową.
4. Dotrzeć do Doliny Pięciu Stawów.
5. Posłuchać niesamowitej ciszy siedząc na kamolu przy Wielkim Stawie.
6. Zachwycić się  fiołkami.
7. Wszamać bigos (konstystencji kapuśniaka) w schronisku na szczycie.
8. Przeżyć burzę z piorunami na szlaku w drodze powrotnej (Nie polecam. Prawie umarłam.)
9. Pomieszkać w najwyżej położonej miejscowości w Polsce, skąd najbliżej do nieba.

I  najfajniejsze:

10. Połknąć bakcyla górskich wędrówek. Wrócę tam. Na pewno.

A to wszystko dzięki ofercie Last Minute zaoferowanej przez koleżanki.
To był weekend pełen niezapomnianych ekstremalnych  wrażeń. 
Dzięki. 


Dzisiejsze ziarnka:
:) pozostałości po pieruńskich zakwasach
:) uśmiechnięte wspomnienia
:) zdjęć oglądanie

poniedziałek, 26 lipca 2010

Cuda dziwy

Ko, mój znajomy, pewnego razu został poproszony o pomoc w wyniesieniu starych mebli z mieszkania, którego szczęśliwym posiadaczem stał się niedawno jego znajomy.
Znajomy mój, chętnie niosący pomoc wszystkim swoim znajomym, staruszkom potrzebującym wejść na 3 piętro bez windy, dziadkom nie umiejącym utrzymać wiertarki w rękach. i dzieciom, którym nagle zepsuło się koło od roweru.. ochoczo przystąpił pewnego pięknego letniego wieczoru do pracy. 
Kiedy z wielkiego mieszkania w starej kamienicy, mieszczącej się przy głównej ulicy mojego miasta wyniesiono już przedostatnie fragmenty meblościanki pamiętającej czasy Gierka  uwagę Ko przykuła brudna, zapajęczona poszewka na poduszkę, zwaną dźwięcznie jasiek, która znajdowała się w kąciku  ostatniego mebla, jaki mieli wynieść.
Właściciel mieszkania, słynący  z pedanterii i umiłowania do czystości, z obrzydzeniem wskazał stary materiał i rzekł krótko: "zostaw".
Ale Ko, nie byłby sobą gdyby nie wsadził nosa, a właściwie rąk w środek brudnej szmatki. Rozwiązał tłumoczek  i wysypał zawartość na podłogę. Panowie oniemieli. Na parkiet wypadły : dwa działające rosyjskie zegarki z czystego złota najwyższej próby, ze złotymi wskazówkami, pierścionki z szlachetnymi kamieniami, łańcuszki,  i coś na kształt samorodka..
Na oko z 50 gram szlachetnego kruszcu. 
Trudno w tę historię uwierzyć.
Dziś w dobie kart kredytowych, rachunków oszczędnościowych i wirtualnych przelewów  to przecież takie jakieś....  nie z tej epoki...
A ile jeszcze podobnych skarbów i tajemnic kryją w sobie stare wielkie, zapuszczone  mieszkania, w kamienicach, które w czasach swej świetności słyszały tylko język niemiecki?

W nowym  mieszkaniu dopiero co wybudowanego apartamentowca takiego bonusu pewnikiem się nie znajdzie.


Dzisiejsze ziarnka:
:) wieści dobrej treści
:) galaretka agrestowa
:) popołudniowa drzemka

niedziela, 25 lipca 2010

Last Minute

Siedzi sobie człowiek w niedzielne przedpołudnie w łóżeczku.
Popija kawę. 
Zastanawia się człowiek co zrobić z dniem. Za oknem szaro buro i ponuro (tyle ludzi wyklinało upały - to teraz mamy późną jesień  - kapie i wieje, ze hej. ). Wychodzić spod ciepłej kołderki się nie chce. Logiczne jakby.
Włącza se więc człowiek komputer, tu poczyta, tam skomentuje, obejrzy zdjęcia wrzucone przez znajomych na nk. I tak człowiekowi mijają minuty...druga za pierwszą, trzecia za drugą...
Z zaczytanio-zamyślenia wyrywa człowieka telefon.
O! Iwi. Ta, co szaleje w Zakopanym, razem z Asią vel Gucio... 
"Mamy dla Ciebie ofertę Last minute  - nie do odrzucenia. W piątek....." 
 i tu Iwi w punktach,  podpunktach i podpunktach podpunktów przedstawia  harmonogram przyszłego weekendu. Z moim udziałem w trzeciej roli głównej.
Opracowany w szczegółach. Najdrobniejszych. Łącznie z wymienieniem tego, co mam zapakować do walizki, a co zbędne jest, bo One już mają i chętnie użyczą.

Moje tegoroczne wakacje, to jedno Wielkie Last Minute.
I Dzięki Bogu. Bo tych zaplanowanych urlopów   przeważnie nie udaje mi się zrealizować. Zawsze po drodze jakieś trzęsienia ziemi, niespodziewane zwroty akcji i zakręty, których na mapie nie było.

Szefowi się ponoć nie odmawia, a oferty nie do odrzucenia, się nie odrzuca :). 

No to 


Dzisiejsze ziarnka:
:) kolejne marzenie odczepione chmur
:) rodzinna niedziela
:) lato trwa (Kate miała rację)

poniedziałek, 19 lipca 2010

ps. Chwilo trwaj

Mały Książę powiedział: 
Jeśli jest się bardzo smutnym kocha się zachody słońca.


Chłopaczek miał rację (z autopsji) ale powiem Wam również, że jeśli jest się uśmiechniętym i radosnym, jednym słowem  - szczęśliwym, kocha się równie mocno, a może  jeszcze bardziej...

Dzisiejsze ziarnka:
:) miłe pourlopowe pracy początki (tylko trzy nadgodzinki)
:) szare niebo
:) pranie opanowane

niedziela, 18 lipca 2010

Chwilo trwaj...

...powtarzam za Natką za całym przekonaniem... Ale ona nie słucha... ma mnie totalnie gdzieś.. (Chwila ma się rozumieć, bo Natka to w środku nocy o północy wysłucha)
Chwila nieubłaganie umyka...
Trwać jednak będzie we wspomnieniach, milionie piegów,  rozjaśnionych słońcem włosach, piasku wysypującym się z walizki... i zdjęciach...
Oby akumulatorki, które codziennie ładowałam na plaży miały niewyczerpalną moc... i dotrwały w dobrym stanie do kolejnego urlopu...



To było moje najbardziej uśmiechnięte lato!
:))))

Dzisiejsze ziarnka:
:) szczęśliwy powrót do domu
:) ocalałe pelargonie
:) muszelka

niedziela, 4 lipca 2010

Wakacje czas zaczać!

 
Słonecznie i deszczowo - czyli prognoza pogody, która zawsze się sprawdzi :-)
Oczywiście życzę wszystkim jak najwięcej słońca, ale przecież deszczowych piosenkach tez jest sporo uroku, nieprawdaż? :-)
No to... udanych, pogodnych wakacji i dużo muzyki zarówno w uszach jak w duszy! (...)
 Życzenia te otrzymałam od Natki.
Podpisuję się pod nimi z całym rozmachem i przekazuję je kochani Wam. 






Do zobaczenia po urlopie:))))


Dzisiejsze ziarnko:
:) marzenia jednak czasem odczepiają się od chmur:))))))))))

sobota, 3 lipca 2010

3 lipca

39 bez pół jeszcze roku pół...:)))))))


Tak. To znów dziś. Kolejny krok w życia nowy rok.
Na torcie są i wisienki słodkie i wiórki gorzkiej czekolady. Inaczej byłoby za mdło.
A w prezencie :
zabiorę się właśnie tam, gdzie słońca cudny blask i szum spienionych fal.

Yahoo!!!



Dzisiejsze ziarnka:
:) jestem
:) pierogi u mamy
:) bujanie w obłokach


piątek, 2 lipca 2010

P

Sponsorem tego  posta jest literka Pe. 

Pe -  dziś znaczy więcej niż tysiąc słów.

P - jak pigwówka,
P - jak pieprzony placyk
P - jak przyjaciele
P - prawo jazdy
P - POZYTYWNY (nareszcie!)


"Nadejszła wiekopomna chwila - stał się cud - zdałam."


- tej treści smsa puściłam w eter kilka chwil po opuszczeniu czerwonego fiata punto z napisem JAZDA EGZAMINACYJNA.

(a wiekopomna jest,  bo nauka jazdy i kurs obkupiony był łzami, niesamowitym stresem, chwilami zwątpień i zachwytów. Była to najprawdziwsza w świecie orka na ugorze. Harowałam ja. Harował  mój pierwszy instruktor Jacek, bez którego na 3678 %  nie było by dzisiejszego dnia. To On, z uporem maniaka  powtarzał mi: Daj sobie szansę!, podczas, gdy ja widziałam li tylko swą beznadziejną beznadziejność i daremną daremność. Dzięki.

Ka, moja przyjaciółka ze szkolnych lat odpisała na moją wiadomość: 
Nie ma cudów, są medale za wytrwałość!

Medale, dla wszystkich, którzy byli ze mną po każdym oblanym egzaminie. Natce, Asi (Gucio, to ty), Ynce, Mojej Kuzyneczce....Szczególnie zaś Iwi, która tak dzielnie wytrzymywała ze mną w pracy i pocieszała, gdy poranna kawa smakowała tylko porażką. 

Dzisiejsze ziarnka:
:) P - jak pakowanie na wakacje.

:) smak pigwówki

:) sympatyczny egzaminator.


ps.1.
A oto odpowiedzi na pytania postawione kiedyś tam.

1. Po ilu kostkach Ida się uśmiechnie?
    Odpowiedź: po pięciu. 
2. Co jest lepsze niż seks?
    Odpowiedź: szybka jazda samochodem (jak się nie ma co się lubi... to się lubi.... itede)

ps.2.
Gdyby ktoś robił w Gliwicach prawko i chciałby uczyć się u rewelacyjnego instruktora - pisać, klikać. Służę informacją. 

ps.3. Dziękuję też Koordynatorowi, bo bez niego nie trafiłabym do Najlepszego w świecie Instruktora Prowadzącego. 

środa, 30 czerwca 2010

Wu jak wormsy, czyli każdy ma jakiegoś bzika

Przez rok był piłkarzem.
Przez pół koszykarzem.
Potem skakał na dużym rowerze (matka nazwy profesjonalnej nie zna)
To zaś  BMX do łask wracał.
Było i  karate. Lekcje gry na gitarze.
Każde hobby dzielnie wspierałam. Jeździłam na treningi, kibicowałam, dotowałam, zachęcałam... Dawałam radę,  ale to nowe hobby... wędkowanie? No dobra, haczyki, spławiki, przynęty (na chleb arystokratki ponoć nie biorą) żyłki...przełykałam bez problemu
Ostatnio jednak wylazło mi bokiem... cuzamendokupy z wijącymi się robalami białymi i różowymi, które to znalazłam w mojej lodówce(!).
Małe obrzydliwe ruszające się stworki...Brrr...
Od kilku dni Pierworodny wprawia się w rzemiośle wędkarskim.  Dnie spędza na rybobraniu lub raczej niebraniu.
Wczoraj na przykład   po kilkunastogodzinnych połowach,  i prawie złapaniu  wieloryba, okazało się jednak, że na zachętę a raczej  zanętę to najlepsza kukurydza.
Ucieszyło mnie to ogromnie. 
Nawet mu ją ugotuję. I masłem okraszę. A i soli dodam. A co!

ROBALOM ZAŚ STANOWCZE - STOP!

Dzisiejsze ziarnka:
:) nareszcie upały
:) czerwona waliza
:) czyste okna

niedziela, 27 czerwca 2010

Zachcianki

Wszystko na co MAM OCHOTĘ jest:

niemoralne....

 albo...
niedozwolone....

albo....
tuczące...




 Ech, życie! ;)


Dzisiejsze ziarnka:
:) lody waniliowe z gorącym sosem malinowym
:) blablanie w kawiarence belgijskiej
:) czerwone maki i chaber

Zdjęcie z sieci.

czwartek, 24 czerwca 2010

Babska bajka

Opowiem Wam bajkę... jak... Nie, nie o kocie...
O kocie, co palił fajkę, wszyscy znają...

Opowiem Wam  najkrótszą i najpiękniejszą bajkę na świecie.

(Jeżeli jesteś mężczyzną o słabym poczuciu humoru - i łatwo się obrażasz... może lepiej nie słuchaj)

***
"Była sobie raz piękna dziewczyna, która zapytała pewnego chłopca, czy zechciałby ją poślubić.

Chłopiec odpowiedział NIE.

I dziewczyna żyła szczęśliwie: bez prania, gotowania,  prasowania. Często spotykała się z przyjaciółmi, spała z kim chciała, zarabiała na siebie i wydawała pieniądze na co chciała"
K O N I E C


Problem jest w tym, że nikt w dzieciństwie nie opowiadał nam takich bajek...
Za to wsadzili nas po uszy  w to gówno z księciem z bajki. 


Dzisiejsze ziarnka:
:) koniec mojego roku szkolnego
:) wiśniowa activia
:) lepiej niż "jakoś"

środa, 23 czerwca 2010

W dniu Taty


 


 Dzisiejsze ziarnka:
:) ciemnobłękitne niebo o poranku
:) koszyczek różowych goździków
:) uśmiech Nastki

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Paco de Lucia


***

***

ByŁam. SłuchaŁam. PodziwiaŁam. OklaSKiwaŁam. 

***

                         


Dzisiejsze ziarnka:
:)  bilet, który w ruloniku z czerwoną wstążeczką spadł mi  z nieba
    (dzięki Natko)

:)  czereśnie (bez robaczków)
:)  pierwszy dzień kalendarzowego lata

niedziela, 20 czerwca 2010

Niedziela pod tytułem:



WSZYSTKO JEST DO DUPY
tylko pasta jest do zębów




Dzisiejsze ziarnka:
:) wino
:) Upiór w Operze
:) sen

czwartek, 17 czerwca 2010

Zaćmienie

Bywają zaćmienia Słońca.
Zdarzają się Księżyca.
Najczęściej jednak niewątpliwie do czynienia mam z zaćmieniem umysłu. Osobiście zaćmienia miewam tak często, że jedyne co mogłam zrobić, to je polubić:).
Ku mojej niezmiernej radosze (wredna jestem, wiem), nie tylko ja ich doświadczam.
Wchodzę Ci ja kiedyś do pracy (nawet punktualnie) i widzę, że Iwi wiszącą na telefonie. Na mój widok uśmiecha się szeroko i nie przerywa rozmowy.
Uśmiech inny niż zwykle. A może to ten błysk w oku sprawił, że tak właśnie go odebrałam. Ciekawość prowadzi ponoć na manowce,  a cierpliwość... no więc poszłam zrobić sobie kawę. Wróciłam. Odpaliłam komputer... pocztę sprawdziłam... Iwi wreszcie skończyła nawijać. Odwróciła się do mnie uchachana po pachy (na oko określiłam jej stan na   średniozaawansowaną głupawkę).
- Wiesz co się wczoraj wydarzyło?  -  zapytała wesoło? Niby skąd miałam wiedzieć. Skojarzyłam jednak bez pudła, że chodzi o wyczyn za kierownicą. Od miesiąca jeździ samodzielnie, bez eL na dachu.  Opowiadać ma  więc o czym. :)
- Coooo...tym razem? zrobiłam wielkie oczy.
- Tankowałam na totalnie samoobsługowej stacji Neste. Wsadziłam kartę w wystający otwór.
 - No i?
 - I mi ją zeżarło.
- Jak to zeżarło???
- No, bo wiesz... (zastanawiałam się czy mocz płynie jej po nogach), no bo wcisnęłam ją tam, gdzie podaje się bankno...  śmiech połknął ostatnią sylabę.
- Ale, że co? To nie pisało gdzie karta, a gdzie banknoty?
- Oczywiscie, że pisało, ale byłam tak zaaferowana tym, że mi się udało zatankować, Iż wcisnęłam ją w pierwszy wolny otwór... no i zablokowałam. Nikt więcej na tej stacji gotówką przez najbliższych kilka godzin zapłacić nie mógł. .
 - Ha, ha, ha. Mówiłam ci, byś se zostawiła te pasemka, co Gucio robiła? Miałabyś na co zwalić. A Ty, nie! Za jasne! No to masz ten swój czekoladowy brąz.
I zaczęłyśmy chichotać -  dwie idyjotki.
Kończąc historyjkę, dodam tylko, że obsługa firmy Neste zachowała się niezwykle profesjonalnie. Bardzo szybko pojawiła się na miejscu zdarzenia, wyjęła kartę z wpłatomatu i z uśmiechem na ustach odpowiedziała  pytanie Iwi:   
W rankingu na Najbardziej Roztargnionego (łagodnie rzecz nazywając - przyp. aut.) Klienta Firmy  zajmuje Pani bardzo dobre,  drugie  miejsce w aglomeracji Górnego Śląska. 

Grunt to być w czołówce.
I umieć się śmiać z samego siebie.



Dzisiejsze ziarnka: 
:) rześki poranek
:) babeczka z truskawkami w Wisience
:) chabry i maki

środa, 16 czerwca 2010

Blondyn(ka)

Zachować się jak blondynka:  czyli strzelić gafę, idiotycznie odpowiedzieć, wolno myśleć.
Kawałów o blondynkach jest od groma i ciut ciut..
Generalnie przyjęło się, że mówiąc o blondynkach, ma się na myśli kobiety. Ale faceci nie zachowują się czasem jak owe przysłowiowe przetowłose? Oczywiście -  żaden się do tego głośno nie przyzna, ale OTÓŻ TAK.
Weźmy na ten przykład. 
Swego czasu nie posiadałam domofonu w domu. To znaczy ogólnie w budynku domofon obowiązywał, a ponieważ  ja właziłam z zakupami do mieszkania jak taran więc strącałam słuchawkę  urządzenia regularnie. Spadała z hukiem na podłogę. W końcu biedna nie wytrzymała nerwowo. Pękła. Do bloku jednak wchodzić trza było. A że sąsiedzi niekoniecznie lubili, gdy jakiś natręt zakłócał ich święty spokój  prosząc, nawet uprzejmie ,  o otworzenie drzwi wejściowych...  to znajomym,  którzy odwiedzali mnie dość często, postanowiłam dorobić klucze . Uznałam bowiem za bezsens bieganie, no dobra zjeżdżanie windą w dół i osobiste otwieranie drzwi każdemu chcącemu nawiedzić me skromne progi.  Jak postanowiłam tak zrobiłam.  A
że idąc z duchem czasu domofony wkrótce zmodernizowano i na szyfr przerobiono, to niektórym,  bardziej ambitnym i chętnym z korzystania z tejże nowinki technicznej udostępniłam i  ów szyfr. Czytelną,  wydawałoby się,  instrukcję obsługi przesłałam esemesem:
"numer mieszkania - kluczyk - 1100 i otwarte - pociągnąć za klamkę do siebie"
I zdarzyło się kiedyś, że nie zadziałała.
Oddzwoniłam więc  do delikwenta i  cierpliwie powiedziałam wytłuszczonymi literami:
  "39 - kluczyk - 1100 i pociągnąć za klamkę"
NIC. I drugi raz NIC. I trzeci też. Zrezygnowany otworzył więc kluczem.
 
Kilka chwil później  przyznał się, że przyciskał na klawiaturze numer mieszkania , potem wsadzał tradycyjny klucz w drzwi wejściowe, i kontynuował wystukiwanie cyferek szyfru.

Ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha

Nawet się nie obraził i.... poszedł się przefarbować.


Dzisiejsze ziarnka:
:) fasolka szparagowa
:) płonące zachodzącym słońcem obłoki
:) gitarowy piątek

sobota, 12 czerwca 2010

Machina piekielna

- Czy naprawił pan w końcu tę maszynę?
- No, wie pani, dbam o nią naprawdę. Ostatnio nawet oliwiłem. Podobno teraz jest lepiej, ale na ile nie umiem powiedzieć - pan w okienku uśmiechnął się szeroko ku mojej radości błyskotliwie podejmując temat...
Ja zaś obserwując z nieukrywaną ciekawością zdziwienie innych klientów kontynuowałam:
- Hmmm..., bo wie pan, mnie to się wydaje, ze wszystkie te maszyny w naszym mieście są popsute. Zawsze proszę głośno i wyraźnie o kupon na TRAFIŁ, a one uparcie drukują  na CHYBIŁ.
No to co ja mam, prze pana myśleć sobie?

Dzisiejsze ziarnka:
:) słońce i pogoda
:) dwudziestokilometowa przejażdżka rowerowa
:) warzywa na patelni

piątek, 11 czerwca 2010

A teraz idziemy na...

I tydzień minął z prędkością błyskawicy.
Od dłuższego czasu odnoszę wrażenie, że budzę się w poniedziałek o 5 rano, a gdy wracam do domu, jest już piątek...
Cierpię na chroniczny brak czasu. Nuda? Co to jest? Może jestem troszkę zmęczona. Może mam zaległości tu i tam.. i ciągle zmuszona jestem wybierać.To? czy Tamto? Tamto? czy To?
Grunt, że czerpię z tego przyjemność.
A że zakupy, to to, co kobitki lubią najbardziej, to wybrałyśmy się dziś po pracy z Iwi na zakupy. 
Grzech nie wykorzystać bonu obniżającego cenę towaru o 40%.  A by taki upust dostać, to trza było troszkę kupić. Jeden portfel, nie był w stanie w obecnej sytuacji gospodarczej znieść takiej ilości, wobec tego dołączyły do nas siostra Iwi  - Dziubek i Gucio.
Szmatki latały, ekspedientki szukały, pomagały,  a my przymierzałyśmy... sukienki, tuniki, bluzeczki, spodenki... Cztery pretty womans.
Jak miło ubierać się w sklepie w którym rozmiar XS i 34 jest jeszcze moim rozmiarem (stare 36, a może i nawet o zgrozo 38).
Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy.  
M. Monroe miała rację.
Osobiście dorzucę do tego, że szczególnie dużą frajdę sprawiają zakupy w doborowym towarzystwie. Dzięki dziewczyny. Dawno tak się kupowaniem nie bawiłam:)


Dzisiejsze ziarnka:
:) lato lato wszędzie
:) zwariowało oszalało 
:) moc

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Na dobry początek tygodnia.






Dzisiejsze ziarnka:
:) słońce
:) uśmiech o poranku
:) dobrze jest


*Zdjęcie z sieci.

niedziela, 6 czerwca 2010

Malowanie

O poranku takim jak dziś marzy się wyjść przed dom. Usiąść na werandzie w pięknym rattanowym fotelu z filiżanką pachnącej gorącej kawy,  i chłonąc chwilę.
Kiedy domek z werandą pozostaje nadal w sferze marzeń... otulona w szlafrok koloru moich pelargonii, z kubkiem kawy siadam na moim małym balkonie... i cieszę się mimo, że kilka dni temu zdołowana byłam brakiem perspektyw na lepsze jutro...
Lepsze w tym wypadku znaczy większe. Chodzi o mieszkanie. Natka wkrótce wyprowadza się na wieś. Do ślicznego domku z tarasem i oknami, które znając Ją, latem tonąć będą w kwiatach...
I sprzedaje swoje obecne mieszkanie... Powiem, że miałam na nie chrapkę. Piękne, zadbane  trzy pokoje.A na tym trzecim najbardziej mi zależy... moja osobista sypialnia-gabinecik.... z łóżkiem, którego składać nie trzeba...z wygodnym biurkiem, dużym oknem i szafą, w której jest miejsce na wszystko....  pomarzyłam,skorzystałam z wszystkich możliwych kalkulatorów kredytowych, dostępnych w internecie,  przeliczyłam, podzieliłam, pomnożyłam... i .. wpadłam w dół... bo gdyby nawet któryś bank uznał mnie za wiarygodną (prowadzącym gospodarstwa domowe w pojedynkę rzuca sie ogromne  kłody pod nogi), choćbym stawała na głowie, nie ma szans, by udało mi się jednocześnie płacić kredyt, bieżące rachunki, kształcić Pierworodnego i nie przymierać głodem...
W boju z kolorowymi marzeniami po raz kolejny wygrywa  szara rzeczywistość.
Biorę farby i grubą warstwą nakładam na szarzyznę dnia powszedniego...
Wiem, wiem... Warstwa koloru  kiedyś  popęka i odpadnie, a ja znów popikuję w dół..., ale póki co... z zapałem maluję i z uśmiechniętą duszą powtarzam słowa piosenki z Kabaretu Olgi Lipińskiej:
"Ciesz się z tego co masz, albo przynajmniej śmiej,
 po co walić głową w mur, po co pić, wąchać klej(...)"


(tu miał być klip, ale niestety nie udało mi się znaleźć  w sieci - tak jak  zdjęcie)


Dzisiejsze ziarnka:
:) życia kolory
:) naturalna produkcja witaminy D
:) to co mam

sobota, 5 czerwca 2010

Więcej słońca

...za wiele było chmur (...) teraz mi się marzy najprawdziwszy cud.
Sezon wygrzewania oficjalnie uważam za otwarty!
Kostium kąpielowy ujrzał w końcu światło dzienne.
Mleczko z filtrem też. Trochę wyszłam z wprawy. Opalona jestem jak biała krowa w plamy bordo. Się mi zapomniało, że mleczkiem z filtrem 10,  to  równomierną warstwą i  równomiernie trza.
Teraz to już tylko czekać aż z czasem się zrównomierni.
Piegów nałapałam też całe mnóstwo. I uśmiecham się do nich. 
Są dobrym znakiem.
Są prawdziwym LATEM, którego wypatruję z utęsknieniem.
Dzisiaj było słońce, błękitne bezchmurne niebo,  rowerowa wycieczka, wspólne z Pierworodnym w plenerze grilowanie, gdzieś tam tresury psów podglądanie...  lodów prosto z pudełka łyżkami wyjadanie... 
Teraz zaś siedząc na balkoniku zerkam na zachodzące za polami słońce, zahaczam kątem oka o moje wybujałe bordowe pelargonie ... i jestem wdzięczna losowi, za DZIŚ.
 
Dzisiejsze ziarnka:
:) wspólne z Pierworodnym chwile
:) słoneczne niebo
:) DZIŚ

czwartek, 3 czerwca 2010

Truskawkowo

Truskaweczki. Pojawiły się już na straganie. Wreszcie!.
Wprawdzie cena jeszcze zwala z nóg.
Ale wczoraj zaszalałam.  A co!
Ponoć to nasze,  krajowe, z terenów niedotkniętych powodzią.
Nie ważne.
Ważne, że smakowały. I to jak! JAK  truskawki.
Nie,  to nie żart. Faktycznie JAK  TRUSKAWKI.
Ze trzy tygodnie temu  skusiłam sie na cudnie wyglądające truskawki pochodzenia zagramanicznego... przyniosłam toto do domu. Umyłam toto. Położyłam na talerzyku toto.
A wyglądało toto cudnie. Czerwone, dorodne... wzięłam do ust... i... hmm, jakby to opisać... smaku i aromatu nawet tego identycznego z naturalnym nie miały w sobie ni krzty.
A ja pamiętam, jak w dzieciństwie jeździłyśmy z siostrą do babci i każdego ranka biegłyśmy do ogródka, by narwać sobie tych aromatycznych owoców. Zjadałyśmy je prosto z krzaczka, lub zbierałyśmy do miski, by potem pałaszować  z cukrem i śmietaną prosto od krowy oglądając Teleferie. Smakowały mi nawet te nie do końca dojrzałe, ba, powiem w sekrecie, że  zielone też słodkie były. 
Dziś, kiedy Babci i ogródka już nie ma, .. truskawki przywracają najcieplejsze, uśmiechnięte wspomnienia.
Nie dziwota się więc, że zachwyca mnie fakt, iż sezon na rodzimą bombę witaminy Ce się zaczął.
Mniam. Mniam.

Dzisiejsze ziarnka:
:) truskawki soute
:) truskawki z cukrem i śmietaną
:) koktajl truskawkowy

wtorek, 1 czerwca 2010

Taki dzień jak dziś

Dzień Dziecka! Robić to co sprawia przyjemność i to na co ma się ochotę.
Wstępem do dnia dzisiejszego był wczorajszy, prawie wolny poniedziałek. 
Prawie, bo odhaczyłam z niego dwie godzinki na badania okresowe.
 Ale mi dobrze było. O 8.10 byłam już pokłuta (majstersztyk tym razem - ni śladu), prześwietlona i z perspektywą wolnego przedpołudnia...
Udało się mi zrobić zakupy, wyprasować, to, co było do wyprasowania,  wywalić to , co zalegało nieużywane na półkach w mojej szafie, ugotować pyszny kruprnik, poczytać to i owo, tu i tam.
A Dziś... 
Dziś  choć w pracy byłam, zorganizowałam sobie popołudnie,  by robić to, co lubię. I robiłam.
Od pani ekspedientki dostałam lizaka z okazji dzisiejszego święta.
Od kuzynki smska  "dzięki Ida, to był dziś mój pierwszy uśmiech".
Pierworodny pojechał z klasą do Krakowa, opowiadać o Barbakanie... jeszcze go nie ma. Wykorzystuję więc chwilę, nim wróci i zacznie opowiadać co jak gdzie kiedy i dlaczego nie on,  by robić dziś po raz kolejny, to co lubię.
Klikam i czytam. Czytam i klikam.
I ślę do Was milion pozytywnych myśli. 
TAK mi właśnie dziś. 

Dzisiejsze ziarnka:
:) uśmiech Kuzynki
:) tylko dobre myśli
:) pojutrze

poniedziałek, 31 maja 2010

Z życia wzięte

Sytuacja, która wydarzyła się w autobusie linii numer 32 w moim mieście.
Godzina 16.00. Autobus, ścisk jak zwykle w dniu roboczym, normalny, aczkolwiek można by pokusić się o określenie nienormalny i byłoby to również całkiem zgodne z prawdą. Ale nie o tym przecież chciałam.
Jednym z pasażerów zajmujących miejsce siedzące (!) jest czarnoskóry mężczyzna. Wiek nieznany. Autobus zatrzymuje się  na przystanku. Wsiada kobieta w ciąży (zaawansowanej) z zakupami, jakaś babcia i kilka innych osób płci różnej (mniej ważnych w całej  tej historii ). Murzyn,  widząc kobietę w ciąży,  wstaje i mówi: 
-Proszę sobie usiąść. -   po czym grzecznie się odsuwa, podaje dłoń, by przyszła mama się przytrzymała, bo akurat autobus ruszył.  Babcia zaś widząc zwalniane miejsce, z wigorem odpycha brzemienną kobietę i pędem wskakuje na czerwone krzesełko. Zajmuje je i z uśmiechem triumfu na twarzy patrzy w okno. Czarnoskóry mężczyzna  zwraca się wiec do  jej grzecznie:
- Przepraszam, ale ustąpiłem miejsca TEJ kobiecie, bo jest w ciąży i wygląda na zmęczoną. Chyba nie stanie się pani nic, jeśli postoi pani trochę,  a da usiąść właśnie TEJ pani.
Na co babcia odpowiada:
- Nie wiem z jakiego plemienia pan jest, ale tutaj, w tym cywilizowanym kraju , ustępuje się miejsca starym, schorowanym kobietom, a nie młodym, zdrowym.
Musiała pojechać  ostro po bandzie,  bowiem  pan z niewiadomojakiego plemienia mocno zirytowany  przytykiem rasistowskim powiedział  do niej spokojnie aczkolwiek dosadnie: 
- Nie wiem, z jakiej wioski pani jest, ale w mojej,  to takie stare i zgryźliwe pizdy zjada się na kolację. 

Reakcja współpasażerów  -  nie do opisania:)))))))).

p.s. nie znam, a już kocham tego Murzyna;)

Dzisiejsze ziarnka:
:) kawa na balkonie
:) nadzieja na niedeszcz
:) truskawki po raz pierwszy

niedziela, 30 maja 2010

Tyły, tyły, tyły

... tak. Przyznaję się bez bicia.
Mam tyły. Tyły w pracy, tyły w domu, tyły w blogopisaniu, tyły w blogoczytaniu.
Mam nadzieję, że w końcu uda  mi sie zorganizować tak, by to wszystko jakoś pochwytać.
Przychodzi weekend, czy jak go tam nazwiemy (uwaga! konkurs u Nivejki )  dopada mnie migrena... i by funkcjonować
faszeruję się tabletkami... o odpalaniu komputera nawet myśleć mi się nie chce.
W piątek posiedziałam w pracy 16 ha (prawie dwie zmiany) to ciutkę podgoniłam.
W domu ogarnęłam mieszkanie wyłącznie spojrzeniem.
Blogopisanie i - czytanie... poprawę obiecuję.
Systematyczną.

Póki co pora wygrzebać się z pościeli i pomyśleć o niedzieli:)

Zdjęcie z sieci.

niedziela, 23 maja 2010

Prognoza

O północy ptaszki ćwierkały.
Sen się niestety ziścił.
Nie już patrzę na pogodę na jutro.
Dziś zachwycam się błękitnym niebem i słońcem.
Mimo migreny.
Wrzuciłam 3:6.
Rower jest dobry na wszystko.
Wiatr we włosach i miła rozmowa. (Choćby li tylko telefoniczna).



Dzisiejsze ziarnka:
:) krótki rękawek
:) lekkie obłoczki
:) uśmiechnięty znajomy głos

sobota, 22 maja 2010

Przeciążenie

Działo się to w kraju baśni, gdzie się bardzo różnie dzieje, a najczęściej tak jest właśnie, jak naprawdę niegdyś jest...

Wracałam ze szkoły z siedmioletnim wówczas Pierworodnym.
Mój pierwszoklasista był raczej niewielkich rozmiarów, a na plecach dźwigał nieproporcjonalnie duży tornister. Weszliśmy do sklepiku osiedlowego. Podczas,  gdy ja płaciłam za zakupy,  on schylił się, by zasznurować but. W jednym momencie tornister przesunął mu się z impetem z pleców na głowę... Pani ekspedientka widząc to, z nutką współczucia w głosie zapytała: "dziecko, co ci tak ciąży w tym tornistrze?", a synek rezolutnie i zgodnie (niestety) z prawdą odpowiedział: 
 - UWAGI proszę pani, UWAGI.

Tak mnie jakoś na wspominki najszło.
Może i dlatego, że w drodze do miasta spotkaliśmy dziś na osiedlu jego pierwszą (przedszkolną) ukochaną wychowawczynię...?

Czas śmignął jak odrzutowiec zostawiając jedynie jasne smugi  wspomnień..

Dzisiejsze ziarnka:
:) niezmiennie ciepły uśmiech pani Gieni
:) udane zakupy

:) lody waniliowe


*zdjęcie z sieci

środa, 19 maja 2010

Na cebulę

Wiem już przy ilu stopniach Rosjanin się wścieka i przy ilu zamarza piekło.
Ale nie wiedziałam przy ilu stopniach zamarzać będę ja. W pracy.
Wiem. Od poniedziałku.
Przy 16-stopniach na plusie przykuta do fotela przy biurku  okutana w golf+sweter z golfem+sweter ze stójką jeszcze funkcjonuję.
Przy 14-stopniach zaczynam szczękać zębami i nie pomagają za cholerę rajstopy den 40 wrzucone pod dżinsy + grube skarpety + brązowe trapery zastępujące czółenka..
Gorąca kawa staje się w tej temperaturze marzeniem niemal nieosiągalnym. Trzeba bowiem spożywać ją  natychmiast po zalaniu i to w kuchence, bo zanim człek dodrepcze do biurka, to już wrzątek staje się letni. Chwilę później pozostaje tylko dorzucić gałkę lodów waniliowych i pyszna kawa mrożona na usilnie wyimaginowywane upały podsycane wirtualnie tapetą w palmy i krystalicznie czystym lazurowym morzem ze skrawkiem plaży zalanej słońcem.
Zimno i mokro tak, że aż strach, a tu sezon grzewczy zakończony.
Dziś koleżanka zrobiła  tournee po miejscowych marketach w poszukiwaniu urządzonek do ogrzewania. Wiatraczki, wentylatorki i klimatyzatory dostałaby od ręki...  ale coś do ogrzewania???
W przystępnej cenie?? Zapomnij zamarznięty ludu roboczy.
Zrezygnowana dorwała na szczęście jakieś dwa ostatnie. Ustawiłyśmy sobie dmuch prosto w twarz...
Temperatura podniosła się do 17 stopni.
I tak trwać będziemy.

Byle do lata.

Bo wiosna jakby zamieniła się w jesień.
Tyle, że zamiast liści, ręce opadają.


Dzisiejsze ziarnka:
:) pogoda...ducha
:) przejezdne drogi


czwartek, 13 maja 2010

Karuzela, karuzela...

Wsiadłam na karuzelę i zleźć nie umiem.
Przegapiłam Dzień Europy. Rajd rowerowy. Koncert pod radiostacją.
Karuzela zwolnić za pierona nie chce. Kręci się. Wznosi. Opada. Łaskocze lub mdli.
Bezbronnie poddałam się rytmowi. Wiruję. Spróbuję.
Będzie? Co? i Jak? Trochę jakby retorycznie.
Chwytam za miotłę.
Lecę dalej:)


Dzisiejsze ziarnka:
:) pochód przebierańców Juwenalia 2010
:) bukiecik konwalijek
:) kołderka, gdy deszcz.

niedziela, 9 maja 2010

Wstawać? Szkoda dnia.

Nie jestem.
Szczególnie w sobotę. I w sobotę właśnie zdarza się mi bardzo rzadko spacerować po osiedlu o nieludzkiej porze jaką jest szósta rano.
Wczoraj jednak się zdarzyło. Zachłannie podglądałam wiec otoczenie:
Rześką zieleń traw.
Kierowcę wnoszącego do osiedlowego sklepiku kosze pachnącego chleba.
Panów, niekoniecznie czystych, woniejących wczoraj, a może i przedwczoraj, i przedprzedwczoraj siedzących na murku,   przeliczających drobniaki i czekających na  otwarcie sklepu z winem.
Panie dźwigające skrzynki z owocami, jarzynami  i ustawiającymi je na stelażach swojego przenośnego straganiku.
Kolejkę w sklepie wędliniarskim.
Psy na swoim pierwszym porannym spacerze i ich,  śniących chyba jeszcze,  właścicieli.
Staruszkę w szlafroku na balkonie zaglądającą do skrzynek z pelargoniami (to nie byłam ja - pelargonie mam, szlafrok też, balkon i owszem, ale gadam do kwiatków nieco późniejszą porą,  no i jakby staruszka jeszcze ze mnie żadna, choć wiem, że czasem jak one marudzę).
Zza okna przepełnionego autobusu raz obserwowałam uciekające obłoki na błękitnym niebie... chwilę później mgłę, unoszącą się  się nad łąkami...

W sobotę codzienność  tylko ciuteńkę zwalnia. 

Dzisiejsze ziarnka:
:) marzenia o otwartym sezonie rowerowym (wciąż kapie i kapie)
:) odkrycie nowej urokliwej kwiaciarni na osiedlu
:) hula hop

sobota, 8 maja 2010

Sobota - robota

Ja tam kobieta pracująca, żadnej się nie boję. Ale co jak co,  w sobotę do pracy chodzić nie lubię.
Dziś jednak mus był - i tyrałam całe osiem ha jak wół na przedwiośnianym polu.
Jeśli tylko wypada jakiś dzień z mojego tygodnia roboczego (urlop mam, albo święto  jest, którego kontrahent zagraniczny nie świętuje)  nie umiem odgrzebać się z papierów. A papierki tylko z drukarki wychodzą, wychodzą wychodzą wychodzą i wychodzą... setki tygodniowo... i każdy trzeba umieścić w segregatorze za odpowiednią przekładką...
Zapłacić za robotę w sobotę - nie zapłacą. Wybrać  będę mogła. Dobre i to.
Tyle tylko, że jak wezmę  dzień wolnego, to znowu będę musiała go odrobić, nadrobić, podgonić.  No i kółko się zamknie, ale dziś się tym nie zamierzam martwić.
Zbyt późna pora.
I weekend czas zacząć.


Dzisiejsze ziarnka:
:) brokuły z bułeczką tartą
:) złocienie w przyulicznych rowach
:) e:mailik od Iwi




*Zdjęcie z sieci.

środa, 5 maja 2010

Desperacja...


Scenka pierwsza.
Natarczywy dzwonek do drzwi. Iwi spogląda przez judasza. Jakiś mały chłopczyk. Nie zna go. Mimo swej pełnoletności - nie otwiera. Ciepło jest. Chodzi po domu w staniku i majtkach. Chłopiec nie daje jednak za wygraną. Dzwoni kolejny raz. "Otwórz Ty - jesteś ubrany" Iwi zwraca się  do swego Niemęża.
- Dzień dobry. Czy jest pani Iwi? - usłyszawszy swoje imię Iwi wkłada na siebie gruby jasnozielony szlafrok, który miałam okazję zobaczyć swego czasu  na wyjeździe w Zakopanem i pokazuje się w drzwiach.
- Pani jest koleżanką mojej mamy.  Mam osiem lat. Mama napisała do pani karteczkę. Nie umiem czytać. Proszę.
"Cześć Iwi. Pamiętasz, chodziłyśmy razem do podstawówki. Mieszkam w klatce obok. Czy mogłabyś mi pożyczyć 20 zł do 10-tego?"
Iwi rozłozył  ten list na czynniki pierwsze. Faktycznie wie, że koleżanka z klasy mieszka w tym samym bloku. Nigdy się jednak nie przyjaźniły. Iwi się uczyła. Ona nie. Iwi chodziła na lekcje. Ona na wagary. Po zakończeniu szkoły podstawowej nie zamieniły ze sobą ani słowa... aż dziś... ten list.
Iwi spojrzała na malca. Ośmiolatek. Nie wygląda na tyle. Spojrzała raz jeszcze na kartkę. Na malca. Serce jej się ścisnęło. Pobiegła poszukać pieniędzy. Kto jednak dzisiaj gotówkę w domu trzyma, skoro wszędzie (podobno) można płacić kartami? Wysupłała jednak jakieś klepaki z dna torebki, kieszeni zimowego płaszcza i trochę ze skarbonki - całe 16 zł  wręczyła chłopcu.
- Dziękuję - grzecznie się ukłonił i odszedł. Iwi stała jeszcze kilka chwil w przedpokoju.
Oniemiała.

Scenka druga.
Urodziny. Uprzątnięto stół po sutym, typowo śląskim obiedzie: czorne kluski, modro kapusta, rolady zawijane..z sosem.  Biesiadnicy napchani po uszy, ale co to za obiad bez deseru. Na stół wjechały  zatem ciasta. Takie, siakie, owakie.
Je się. Pije się.  Gawędzi się Opowiada się. Ogólna imprezowa wesołość panuje.
Dźwięk dzwonka do drzwi przerywa rozmowę w pół zdania. Odrywa od stołu gospodynię.
- Dzień dobry. Czy ma może Pani coś do jedzenia?  - głos należy, na oko,  do dziesięciolatka.
Pani Te znana z dobrego serca i poczucia obowiązku, że głodnych nakarmić trzeba, szybko zakrzątnęła się w kuchni. Wyjęła dużą torbę i zapakowała co tam mogła i miała. Dorzuciła jeszcze ciasto urodzinowe ze stołu,  na które ochoty, ani siły  nikt już nie miał (zaczęto bowiem przekąszać i zakąszać)
Chłopak wziął w dwie ręce reklamówę z wałówą, podziękował i poszedł.
Za chwil kilka rozległ  się ponownie dzwonek.
- Pewnie chłopak  przyszedł powiedzieć, że dziękuje, ale ciasto nieświeże - rzucił jeden z biesiadników, a   goście poddali sie ogólnej wesołości.
- Proszę pani, proszę pani... a czy mogłaby pani dać jeszcze cukier i proszek do prania?

                              ...czy może bezczelność...?

Iwi opowiedziała. Ida zanotowała.

Dzisiejsze ziarnka:
:) naleśnikowa niespodzianka
:) czternaście lat minęło, jak jeden dzień..:)
:) kubek gorącej herbaty w zimnie przedpołudnie