niedziela, 30 stycznia 2011

Niespodziewana niespodziewanka

Zaglądam Ci ja dziś  na bloga, a tu czeka zaproszenie od MajkiK  po wyróżnienie.
Podkasałam więc kiecę i ...klik...klik...klik...klik - przeniosłam się  w Jej światy niemożliwe.

Z radością nieukrywaną odebrałam wyróżnienie:

Z jego otrzymaniem wiąże się kilka zasad, które poniżej przytoczę:

1. Podziękować osobie przyznającej nagrodę.
2. Umieścić na swoim blogu link do bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie
3. Umieścić na swym blogu odznaczenie
4. Wyznaczyć 10 blogów, którym przyznaje się nagrodę i podać link do tych blogów
5. Powiadomić w komentarzu osoby, którym przyznaje się nagrodę.

Niniejszym informuję, iż wyróżnienie przyznaję: 
*stardust - za poczucie humoru i kawałek Ameryki

* lelevinie - za wytrwałość w poszukiwaniu wymarzonej pracy

*madame - za pogodę na życie i cudne ilustracje

*Euforce i Eternity  - za cuda, które wyczarowuje własnymi rękami

*Gosi-sz - za śpiew i optymizm

*Beattcie za wędrówki po zakątkach Anglii

*Małej Mi - za spełnione marzenia

*Synowej komendanta - za przymrużone oko w starciu z teściową

*hehodosowi - za chwile zastanowienia

*Justynie Rogowskiej - za przepiękne portrety

sobota, 29 stycznia 2011

Pauken, pauken, pauken

Wracając w piątek z pracy zastanawiałam się intensywnie  jak spędzić ten weekend.
Żeby było i miło i sympatycznie i relaksująco... Plany krzyżował mi ból głowy, który wprawdzie po różowej tabletce od Iw ustąpił... nie mniej jednak byłam pewna że powróci, bo zazwyczaj trwa trzy dni. 
Nie mniej jednak chciałam coś wymyślić.
Problem zniknął jak bańka mydlana, gdy wieczorem odbierając pocztę mailową od mojej lektorki z niemieckiego otrzymałam listę z tematami na semestralny egzamin. A ten  zbliża się wielkimi krokami.Właściwie już jest - w czwartek. Wprawdzie już dużo wcześniej była mowa o sprawdzianie, ale do ostatnich zajęć byłam przekonana, że to będzie teścik li tylko  z ostatniego rozdziału... a tu proszę. Niespodzianka.
Mało tego nie ma, a  kto na codzień języka obcego nie używa, ten wie, że słówka z głowy lubią wymykać się błyskawicznie... pomimo tego, że wszelkich starań się dokładało, by je tam swego czasu  umieścić...

Robię więc sobie kawkę (z miodem)  podkasuję rękawy, obkładam się książkami, ćwiczeniami, słownikami...biorę długopis do ręki...  i ....
....z ochoczo zabieram się  roboty... :)

Ps. o 6 rano w wolną sobotę obudził mnie świdrujący ból głowy. Tym razem wrzuciłam w siebie białą tabletkę i czekałam aż zacznie działać.  Obudziłam się o 9.35. Tak długo to nawet po imprezach nie zdarzyło mi się sypiać. Wkuwanie zatem zaczynam z poślizgiem.

piątek, 28 stycznia 2011

Różnica

Odwiedził nas  kontrahent. Bardzo go lubimy. Nie tylko dlatego, że wpłaca nam zazwyczaj grubszą gotówkę do kasy, ale przede wszystkim dlatego, że w czasie swych wizyt każda z nas zostaje obdarowana przez niego lizakowym sercem. Zazwyczaj dużo mówi,  jeszcze więcej się śmieje...Jest pogodny,  pomimo tego, że sporo w życiu przeszedł.
Gdy dziś wypisywałam mu fakturę, westchnęło mi się o migrenie, która  postanowiła złośliwie dopaść mnie akurat w piątkowe przedpołudnie.
Pan spojrzał z  błyskiem w oku to na mnie, to  na Iw, to na szefa... i rzekł z całym  przekonaniem: 
"migreny to miewała królowa Marysieńka i Napoleon Bonaparte". a pani ... pani to głowa najzwyczajniej napierdala.." 

Niezupełnie się zgadzam, bowiem.. króluję niepodzielnie od wielu lat w moim eM,  a i wielkością (wyrażoną w cm) Napoleonowi  (prawie) dorównuję...

piątek, 21 stycznia 2011

Dla Babć i Dziadków

Serdeczności !!!!


.... i dziadków,
by było z kim grać w szachy, chodzić na grzyby i na ryby...


czwartek, 20 stycznia 2011

Luśka

Przed godziną odebrałam telefon: 
"Słyszysz"?
Serce zaczęło być mi mocniej. Łzy napłynęły do oczu. Ze słuchawki po drugiej stronie dobiegał najpiękniejszy krzyk świata: krzyk dopiero co narodzonego dziecka.
Czekaliśmy na Luśkę wszyscy. 
Cała nasza firma, pół Gliwic, ćwierć Zabrza i jeszcze mniejsze lub większe  części innych miejscowości rozsianych po Polsce i za jej granicami.
Mała miała się urodzić planowo w pierwszym tygodniu stycznia, więc czekaliśmy na nią,  generalnie już od Bożego Narodzenia. 
"Trzyma jak termos" - dzień w dzień odpowiadał z uśmiechem na nasze pytające spojrzenia przyszły tatuś.  My czekaliśmy , ale On wyczekiwał Jej najbardziej w świecie.
I tak do dzisiaj.
Mała Łucja prawdopodobnie stwierdziła, że pora babci zrobić niespodziankę , nie tylko z okazji jutrzejszego święta, ale właśnie w dniu babcinych urodzin stać się Jej  najpiękniejszym z najpiękniejszych  prezentów.
Jak postanowiła, tak zrobiła. 

I jest!

Ciocia Ida pije Twoje zdrówko  - Maleńka:-).

A Rodzicom, przeszczęśliwym z resztą,  - Gratulacje po raz dziesiąty!:)

wtorek, 18 stycznia 2011

Na zawsze razem?

Swego czasu razem z Natką szłyśmy przez jeden z wrocławskich mostów. Ten był inny niż przeróżnistej wielkości, gatunku, jakości... na każdej z nich były wyryte, napisane, wygrawerowane, wydrapane, naklejone imiona pary  (zakochanych, jak wywnioskowałyśmy) i data.
W pewnym momencie zaczęłam liczyć  kłódki ... ale zaniechałam... mogłoby się okazać, że do tylu nie potrafię;).
Czy ktoś z osób bardziej wtajemniczonych mógłby wyjaśnić o co tak, dokładnie chodzi?
Legenda? Przepowiednia?
Może powinnyśmy tam wrócić?

Wrocławianie!, O co kaman?

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Podwójne szczęście.

Gadają, że wdepnięcie w gówno przynosi szczęście.
Ano zobaczymy ile w tym prawdy.
Ciekawe czy poślizgnięcie, na psim, też się liczy.
Żeby jednak  się poślizgnąć to trzeba chyba najpierw w nie wdepnąć.
Czy nie?
Dzisiaj wlazłam w to "szczęście" w odstępie 10 minut - dwa razy (a ponoć w życiu nic dwa razy się nie zdarza).
W każdym bądź razie będę wyjątkowo czujna. Wyślę sms na konkurs do Zetki i Rmf-u.
Żeby potem nie było.
Wprawdzie gównianie (szczęśliwie?) mi się poniedziałek zaczął... nie mniej jednak Wam życzę miłego tygodnia.

Dzisiejsze ziarnka:
:) ponoć czasami pech się uśmiecha

niedziela, 16 stycznia 2011

Cała prawda

o mnie... 
Stardust wciągnęła mnie w tenże łańcuszek. Polega on na napisaniu w punktach lub w dowolnej formie o sobie w sposob ujawniajacy fakty, upodobania, zboczenia, usterki techniczne itp. itd. autora, o ktorych jeszcze czytelnicy bloga nie wiedza.
Co moi czytelnicy już o mnie wiedzą, a czego nie - sama nie bardzo wiem, ale zaczynam:

1. Nie znoszę surowej cebuli. Ani smaku, ani zapachu. Potrafię wygrzebywać ją z hamburgera, jeśli przez nieuwagę nie zgłosiłam, że ma być bez. Zapach wyczuwam nawet z dużej odległości. Natomiast smażona, czy duszona cebulka - mniam mniam.

2. Przesadnie dbam o rzeczy, które mi się bardzo podobają. Np.przez 10 lat deskę do prasowania ustawiałam na ręczniku, by nie porysowała paneli (drugich takich wymarzonych w sklepie do tej pory nie znalazłam).

3. Jestem przewrażliwiona na punkcie mojej Stokrotki. Jadąc wyciszam radio i wsłuchuję się, czy nie wydaje odgłosów innych niż powinna (choć tak naprawdę nie mam wielkiego pojęcia  jakie powinna wydawać).

4. Lubię mieć porządek w bagażniku. Wszystko musi być na swoim miejscu.

5. Nie znoszę niepunktualności. Wolę przyjść godzinę wcześniej niż 10 minut się spóźnić.

6. Kolorowe ściany podobają mi się w mieszkaniach innych. W moim malutkim eM lubię biel i delikatne odcienie szarości i srebra. Swego czasu pomalowałam (za namową kolegi:koloru w życiu Ci trzeba) na zielono pokój Pierworodnego. Odblask bijący spod drzwi tak mnie denerwował, że dwa dni później przemalowałam go na srebrzyste żytko.

7. Doskonale potrafię bawić się we własnym towarzystwie. Sylwester spędzony z książką nie wywołuje we mnie poczucia niespełnienia i samotności. Nie mniej jednak:

8. Czuję się niekomfortowo przebywając w sparowanym towarzystwie (no, chyba, że je dobrze znam).

9. Dziką satysfakcję mam nabywając umiejętności, zarezerwowanych wyłącznie dla mężczyzn. Potrafię naprawić spłuczkę, wymienić syfon pod zlewem, użyć młotowiertary, czy wyrzynarki, wymienić armaturę w łazience.

10. Do bólu nie ufam fachowcom. Zazwyczaj traktują mnie jak blondynkę (bo niby na czym baba może się znać) i usiłują wcisnąć kit. Dlatego:

11. Potrafię godzinami przesiedzieć w internecie i wyszukiwać informacji na temat tego, co chcę kupić, naprawić. Szukam wtedy "haczyków" wszędzie. Nawet tam, gdzie ich nie ma.

12. Od lat jestem pełna kompleksów jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Potrafię wyliczyć wszystkie moje ułomności począwszy od palców stóp na czubku głowy kończąc (nie omijając przy tym żadnej części ciała). Kumulacja  jednym słowem:).

13. W zeszłym rok, razem z koleżankami przesłałyśmy sobie do pracy kurierem po bukiecie tulipanów. Tak na, wszelki wypadek, gdyby koledzy zapomnieli.

I już kliknęło  się  trzynaście.
Miałam wątpliwości zaczynając... bałam się, że nie wymyślę nawet 5 moich usterek technicznych. Wystarczyło jednak ułożyć palce na klawiaturze i... proszę....

Wyszło na to,  żem Dziwaczka.

Zapraszam do zabawy:
Gosię-sz
Lelevinę
Elę
Madame
aeljot


Dzisiejsze ziarnka:
:) głowa już nie boli
:) kosteczki ptysiowe


Zdjęcie znalezione Tutaj.


Lepiej późno niż później

Macie czasem tak, że kupujecie sobie coś, bo wydaje się w danym momencie niezbędne i jesteście przekonani, że regularnie będzie używane. Po czym wydajecie konkretną kwotę  - cieszycie oczy nową rzeczą po czym... wkładacie do szafy,  na półkę... i  tyle by tego było?
Tak też było z moimi łyżwami. Przed kilku laty regularnie odwiedzałam nasze lodowisko. Łyżwy brałam z wypożyczalni. Wiem, ani to higieniczne, ani dla nóg zdrowe... a bo łyżwy zużyte, powykrzywiane. Ale jak się nie ma co się lubi... to się bierze co się da... I tak  Śmigałam  przekładanki, kręciłam piruety, a wieczorami w domu zliczałam siniaki..:)
Nie mniej jednak, jak  dwa lata temu dorosłam do decyzji, że kupuję sobie moje drugie w życiu,  osobiste figurówki. Tym razem białe i nie za duże.
Długo szukałam ich w internecie - wszak miały być zaczarowane i te jedyne -  w końcu znalazłam , kupiłam - założyłam raz i... tyle by tego było.
Leżakowały w szafie  niczym porządne wino. Tymczasem wiosna przechodziła w lato, które chwilę później ustępowało miejsca jesieni, a potem zima otulała śniegiem świat, by znów spod jej białej pierzynki przebiśniegi mogły zobaczyć słońce ... i tak dalej... 
Do wczoraj.
W sekund kilka podjęłam męską decyzję. Wyjęłam pudełko z szafy. Łyżwy z pudełka.  Zadzwoniłam. Córkę koleżanki wypożyczyłam.
I pojechałyśmy.

To nic, że tyłek jeszcze trochę boli od wczorajszego upadku.

Sezon łyżwiarski uważam za otwarty!

Dzisiejsze ziarnka:
:) jeszcze niedziela
:) piruetki znów gotowe do użycia
:) uśmiechnięty początek dnia

sobota, 15 stycznia 2011

Bez tytułu

Chwilowo nigdzie się nie spieszę.
Usilnie próbuję przepędzić myśli o tym, co jeszcze dziś powinnam zrobić, w jakiej kolejności  i dlaczego z tym wszystkim (jak zwykle) nie zdążę przed poniedziałkiem.
W chwili obecnej jednak względny relaks  - kawa i do pochrupania ciniminis. 

Patrzę przez okno.
Zimę diabli wzięli.
Połowa stycznie a, w  okna stuka  deszcz, rzekłabym,   jesienny...
Na polach pozostały marne resztki  brudnego śniegu.
Na ulicach dziury,  dziurska i dziurzyska - jakbyś ostrożnie nie jechał - wpadniesz.
Na chodnikach... ohydne psie odchody... jakbyś uważnie nie szedł - wdepniesz.
Szaro, buro i ponuro.

Dziś to umówiłabym się na kawę nawet z tym panem ze zdjęcia... byle na TAKIEJ plaży....:)

Dzisiejsze ziarnka:
:) do pracy IŚĆ nie trzeba
:) w domu ciepło

:) byle do lata

zdjęcie z sieci

wtorek, 11 stycznia 2011

ZetWuZet

dopadł mnie. I już.
Pucując rankiem (5.30) zęby powtarzam sobie (w myślach, bo w ustach wszak pełno miętowej piany), że kocham moją pracę... kocham moja pracę.
Ja swoje -  a odbicie w lustrze swoje.
Mimo wczesnej pory, robi coraz większe oczy... "sama w to nie wierzysz"... drwiąco odpowiada.
No dobra... może... czasami. Ale chciałabym, oj chciała...:)
Póki co jednak marzy mi się roczny urlopik dla podratowania zdrowia...
Tak by odprawić rano Pierworodnego do szkoły i czekać na niego o 14 z obiadem... (odkąd pamiętam wraca biedaczek do pustego domu), prasować pranie po zdjęciu ze sznurka (a nie wtedy gdy już z szafy się wysypuje), poczytać książki, systematycznie uczyć się języka...ba  nawet ponudzić się sw swoim towarzystwie  i...
                                   
I NIGDZIE SIĘ NIE SPIESZYĆ.



Dzisiejsze ziarnka:
:) warto mieć marzenia - ha ha ha


ps. ZetWuZet - dla niewtajemniczonych - Zespół Wypalenia Zawodowego.

niedziela, 9 stycznia 2011

Sport (?) to zdrowie.

Jakiś czas temu na tablicy ogłoszeń w naszej firmie pojawiła się informacja:




































Dyscyplina ta cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem.
Lider jest jeden. 
Wywalczył 100 pkt. moim kosztem.

Zdrowy mistrz.




Dzisiejsze ziarnka:
:) wyprasowanie
:) pierwszy ząbek Nastki
:) gorąca herbata z cytryną

niedziela, 2 stycznia 2011

Postanawiam i już!

Fajnie jest pisać bloga. Zawsze można wrócić do posta sprzed roku np. i spojrzeć co się działo, czego się chciało i sobie życzyło.
Z całą dumą stwierdzam, że zeszłoroczne postanowienia zostały pięknie zrealizowane (za łatwe były czy co?).
Nie wierzyłam że się uda, a jednak!
Ha! I jeszcze dodam, że w horoskopach pisało, że 2010 miał być moim rokiem... i z całym przekonaniem (no dobra, po wydeletowaniu  końcówki, bo była raczej taka se) stwierdzam z uśmiechem, że się spełniło.

W związku z zeszłorocznym sukcesem   i w tym roku postanowienia - MAM.

Część tych z  2010 pięknie i sukcesywnie realizowanych  przechodzą  i na 2011.

Jednym słowem CHWYTAM CHWILE, które zdarzyć mogą się tylko raz.

I życzę sobie (lubię być egoistką czasem) w tym Nowym Roku, bym znalazła więcej czasu dla tych których kocham,  są mi bliscy,  i na których mi zależy.


Dzisiejsze ziarnka:
:) wszędzie dobrze, ale w domku najlepiej
:) pobudka o 9 rano
:) obiad przygotowany przez Pierworodnego