
Tak też było z moimi łyżwami. Przed kilku laty regularnie odwiedzałam nasze lodowisko. Łyżwy brałam z wypożyczalni. Wiem, ani to higieniczne, ani dla nóg zdrowe... a bo łyżwy zużyte, powykrzywiane. Ale jak się nie ma co się lubi... to się bierze co się da... I tak Śmigałam przekładanki, kręciłam piruety, a wieczorami w domu zliczałam siniaki..:)
Nie mniej jednak, jak dwa lata temu dorosłam do decyzji, że kupuję sobie moje drugie w życiu, osobiste figurówki. Tym razem białe i nie za duże.
Długo szukałam ich w internecie - wszak miały być zaczarowane i te jedyne - w końcu znalazłam , kupiłam - założyłam raz i... tyle by tego było.
Leżakowały w szafie niczym porządne wino. Tymczasem wiosna przechodziła w lato, które chwilę później ustępowało miejsca jesieni, a potem zima otulała śniegiem świat, by znów spod jej białej pierzynki przebiśniegi mogły zobaczyć słońce ... i tak dalej...
Do wczoraj.
W sekund kilka podjęłam męską decyzję. Wyjęłam pudełko z szafy. Łyżwy z pudełka. Zadzwoniłam. Córkę koleżanki wypożyczyłam.
I pojechałyśmy.
To nic, że tyłek jeszcze trochę boli od wczorajszego upadku.
Sezon łyżwiarski uważam za otwarty!
Dzisiejsze ziarnka:
:) jeszcze niedziela
:) piruetki znów gotowe do użycia
:) uśmiechnięty początek dnia
Zazdroszczę, dawno jeździłam. U mnie nie ma nawet gdzie bo od tygodnia to śladu po śniegu nie ma ;)
OdpowiedzUsuńA pamiętam jak dawno, dawno temu były takie zimy , że się po prostu po ulicach na osiedlu śmigało :))
aeljot, też pamiętam te zimy... lodowiskiem była woda zamarznięta na boisku sportowym... a jak tego nie było, to faktycznie po ubitym śniegu się jeździło... na szczęście teraz mamy tu sztuczne od maja do października - jeśli tylko się chce - to hulaj dusza...:)
OdpowiedzUsuńI słusznie! :)) Mnie mąż namawia na łyżwy, choć ja ich na nogach nie miałam od młodszych klas SP! A więc wieki temu! ;) A dodam, że mężowi za 2 miesiące stuknie magiczna 40! :D Wiek nie ma znaczenia, liczy się podejście do sprawy i dystans. ;) Może uda mu się mnie namówić.
OdpowiedzUsuńMatyldo, daj się namówić:).
OdpowiedzUsuńMnie za 6 miesięcy stuknie ta sama magiczna liczba... a wczoraj na lodowisku śmigał pan,któremu chyba ze 30 lat temu ta liczba stuknęła... :)))).
No tak, ja mam lodowisko o 5 minut z buta, i od 2 lat wybieram się i nie mogę wybrać.
OdpowiedzUsuńAle chyba w końcu się zmobilizuję ;-)))
Pozdrawiam cieplutko!!!
Pelna mobilizacja! Brawo! Ja dzisiaj uprawiam sporty kanapowe... ;)
OdpowiedzUsuńKontrolerko, polecam:). Frajda niesamowita.
OdpowiedzUsuńBeatto, ja dziś raczej też. Choć ślizgawka o 20-stej kusi,kusi:)
Ha, dla mnie to musialoby byc dwie pary lyzew, jedna na nogi i druga na rece:)) Nigdy sie nie nauczylam jezdzic na lyzwach i chyba sobie odpuszcze;)) Przeciez to bardziej skomplikowane niz buty na obcasie:)))
OdpowiedzUsuńStardust, gdybyś uzbrojona w cztery łyżwy pokazała się na lodowisku... niewątpliwie zostałabyś jego maskotą:)
OdpowiedzUsuńZależy na jakim obcasie:). Czasem bardziej stabilniej jest na łyżwach niż w 12 cm szpilkach np.:)
Telepatia Ido!! Ja dzisiaj pojechałam na lodowisko - sztuczne, ale pod gołym niebem. Zachód słońca na łyżwach jest prawie tak cudny jak nad morzem!!
OdpowiedzUsuńNatka
Natko, mam nadzieję że i mi się uda sie jeszcze zobaczyć ten cudny zachód słońca..:)
OdpowiedzUsuń