niedziela, 16 stycznia 2011

Lepiej późno niż później

Macie czasem tak, że kupujecie sobie coś, bo wydaje się w danym momencie niezbędne i jesteście przekonani, że regularnie będzie używane. Po czym wydajecie konkretną kwotę  - cieszycie oczy nową rzeczą po czym... wkładacie do szafy,  na półkę... i  tyle by tego było?
Tak też było z moimi łyżwami. Przed kilku laty regularnie odwiedzałam nasze lodowisko. Łyżwy brałam z wypożyczalni. Wiem, ani to higieniczne, ani dla nóg zdrowe... a bo łyżwy zużyte, powykrzywiane. Ale jak się nie ma co się lubi... to się bierze co się da... I tak  Śmigałam  przekładanki, kręciłam piruety, a wieczorami w domu zliczałam siniaki..:)
Nie mniej jednak, jak  dwa lata temu dorosłam do decyzji, że kupuję sobie moje drugie w życiu,  osobiste figurówki. Tym razem białe i nie za duże.
Długo szukałam ich w internecie - wszak miały być zaczarowane i te jedyne -  w końcu znalazłam , kupiłam - założyłam raz i... tyle by tego było.
Leżakowały w szafie  niczym porządne wino. Tymczasem wiosna przechodziła w lato, które chwilę później ustępowało miejsca jesieni, a potem zima otulała śniegiem świat, by znów spod jej białej pierzynki przebiśniegi mogły zobaczyć słońce ... i tak dalej... 
Do wczoraj.
W sekund kilka podjęłam męską decyzję. Wyjęłam pudełko z szafy. Łyżwy z pudełka.  Zadzwoniłam. Córkę koleżanki wypożyczyłam.
I pojechałyśmy.

To nic, że tyłek jeszcze trochę boli od wczorajszego upadku.

Sezon łyżwiarski uważam za otwarty!

Dzisiejsze ziarnka:
:) jeszcze niedziela
:) piruetki znów gotowe do użycia
:) uśmiechnięty początek dnia

11 komentarzy:

  1. Zazdroszczę, dawno jeździłam. U mnie nie ma nawet gdzie bo od tygodnia to śladu po śniegu nie ma ;)
    A pamiętam jak dawno, dawno temu były takie zimy , że się po prostu po ulicach na osiedlu śmigało :))

    OdpowiedzUsuń
  2. aeljot, też pamiętam te zimy... lodowiskiem była woda zamarznięta na boisku sportowym... a jak tego nie było, to faktycznie po ubitym śniegu się jeździło... na szczęście teraz mamy tu sztuczne od maja do października - jeśli tylko się chce - to hulaj dusza...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. I słusznie! :)) Mnie mąż namawia na łyżwy, choć ja ich na nogach nie miałam od młodszych klas SP! A więc wieki temu! ;) A dodam, że mężowi za 2 miesiące stuknie magiczna 40! :D Wiek nie ma znaczenia, liczy się podejście do sprawy i dystans. ;) Może uda mu się mnie namówić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Matyldo, daj się namówić:).
    Mnie za 6 miesięcy stuknie ta sama magiczna liczba... a wczoraj na lodowisku śmigał pan,któremu chyba ze 30 lat temu ta liczba stuknęła... :)))).

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, ja mam lodowisko o 5 minut z buta, i od 2 lat wybieram się i nie mogę wybrać.
    Ale chyba w końcu się zmobilizuję ;-)))
    Pozdrawiam cieplutko!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Pelna mobilizacja! Brawo! Ja dzisiaj uprawiam sporty kanapowe... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kontrolerko, polecam:). Frajda niesamowita.

    Beatto, ja dziś raczej też. Choć ślizgawka o 20-stej kusi,kusi:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha, dla mnie to musialoby byc dwie pary lyzew, jedna na nogi i druga na rece:)) Nigdy sie nie nauczylam jezdzic na lyzwach i chyba sobie odpuszcze;)) Przeciez to bardziej skomplikowane niz buty na obcasie:)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Stardust, gdybyś uzbrojona w cztery łyżwy pokazała się na lodowisku... niewątpliwie zostałabyś jego maskotą:)

    Zależy na jakim obcasie:). Czasem bardziej stabilniej jest na łyżwach niż w 12 cm szpilkach np.:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Telepatia Ido!! Ja dzisiaj pojechałam na lodowisko - sztuczne, ale pod gołym niebem. Zachód słońca na łyżwach jest prawie tak cudny jak nad morzem!!
    Natka

    OdpowiedzUsuń
  11. Natko, mam nadzieję że i mi się uda sie jeszcze zobaczyć ten cudny zachód słońca..:)

    OdpowiedzUsuń