
Nie odpowiadam w ciemno - kula rykoszetem i tak na końcu trafia we mnie.
Po przeprowadzeniu wnikliwej analizy dziś doszłam do wniosku, że faktycznie - szef mógł mieć do mnie pretensje. Wprowadziłam do systemu dwa razy to samo zamówienie.
Czułam się jednak winna jedynie na tyle, na ile pozwolił mi nasz, daleki od doskonałego, system ewidencjonowania zamówień.
Nie mniej jednak...
Pozbierałam szybko myśli - i wyklikałam maila do sympatycznej Frau Pippi z działu logistyki naszego kontrahenta.
Kilka chwil później wchodziłam do jaskini lwa (a ryczał dziś donośnym głosem) pewnym krokiem.
Z asem w rękawie (no może bardziej pod pachą).
- Mam zielone światło na sprzedaż 60 szt. Wartość jutrzejszego eksportu będzie wyższa od prognozowanej o 1000 € :).
Mina szefa - bezcenna:)
ps. wszystko dobre, co się dobrze kończy:).
Błłławo :o) (o:
OdpowiedzUsuńNo pieknie zalatwilas lwa!! Pewnie spadl pod biurko jak myszka:)))
OdpowiedzUsuńBrawo! Pokazałaś, co potrafisz, lew jak wykastrowany! :)
OdpowiedzUsuńZ takimi argumentami można grać!;)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak pipki :* Bo tak sobie przeczytałam Pippi :)
OdpowiedzUsuń:) Ida - kto jak nie Ty! Brawo!!!:)
OdpowiedzUsuńA ja nic nie rozumiem, ale cieszę się razem z toba :-D
OdpowiedzUsuńTylko naprawdę utalentowany człowiek potrafi przekuć porażkę w sukces. Brawo! :))
OdpowiedzUsuńNa miejscu Twojego szefa dopilnowałabym, by tenże sukces został należycie doceniony. A co! :)
Pozdrawiam.
Ida, pogromczyni lwa/szefa ;)
OdpowiedzUsuńBrawo, brawo, brawo. To takie w Twoim stylu .....
OdpowiedzUsuńNatka
Jesteś Genialna!!
OdpowiedzUsuń