Pierworodny był akurat u ciotki na wsi ( stare dobre czasy, gdy chciał tam jeszcze jeździć na całe dwa miesiące).
Wypadł sobie w sobotę. W Moje Urodziny. Wypadł tak po prostu. Bez słowa uprzedzenia. Zbuntował się. I Wypadł.
Bolało. Cholera. Jak bolało. Zanim Odkryłam Bezruch. Ni minidrgnienia. Ni oddechu. Zasnęłam. Rozpłaszczona na podłodze.
Obudziłam się głodna. Jeść. Chciałam się spionizować. Padłam. Popełzłam do lodówki. Na wyciągnięcie ręki znalazła się marchewka. Zjadłam.

Wciąż mnie Bolało. Cholera. Nie dam rady. Dzwonię.
S - O - S.
STOP POMOCY!
Nie przyjadą. Przecież nie umieram. Każą IŚĆ do lekarza. W poniedziałek.
Bez łaski.
Przetrwałam. Jakoś.
Kończyłam wtedy 33 lata.
Wprosiły się na chama: Skolioza i Dyskopatia.
Też sobie wybrał porę na wypadanie... że też nie mamy większego wpływu na organizm, oprócz pielęgnacji i takich tam...
OdpowiedzUsuńNie mamy. Niestety.
OdpowiedzUsuńAle super rehabilitant postawił mnie na nogi:-).
I nawet w szpilkach chodzić pozwolił.
:-).
Straszna ta historia :( wredny! Okrutny!! Chyba nie miał powodu, żeby się tak zachować...
OdpowiedzUsuńDzieci potrafią być okrutne! I niedoceniające.
Dobrze, że przetrwałaś :)
Bardzo nie ładnie z ich strony że się tak wprosiły.
OdpowiedzUsuńJa nie długo kończę 34 wiosenki i coś mnie ostatnio w krzyżu napier.... :)
Aż mnie plecy zabolały jak to czytałam, a służby zdrowia nie skomentuję:)
OdpowiedzUsuńMi, twarda sztuka ze mnie.
OdpowiedzUsuńSeba, pewnie za dużo siedzisz przy kompie:-)Nakładka na oparcie na wysokości krzyża - załatwi sprawę. :-).
Gosia, masz rację. Szkoda słów.