środa, 6 stycznia 2010

Piszpanna

W pracy już wczoraj i dzisiaj tak miło nie było. Bolą mnie plecy od siedzenia plackiem przy biurku przez całe długie osiem godzin. Nawet nie miałam bardzo kiedy iść siku.
Niemcy zarzucili mnie swoimi ulubionymi, a przeze mnie znienawidzonymi Lieferabrufami.
Jak to mówi dzisiejsza młodzież MASAKRA czyli robota głupiego, którą  niestety muszę wykonać osobiście ja. . Własnymi "ręcami". . Chętnego , by się jej nauczyć też nie ma:-/.
Więc siedzę sobie zazwyczaj co poniedziałek,  i wtorek i czasem środę i  zamieniam zgodnie z danymi wykazanymi na wyciągniętych z faksu kartkach dane w mojej  tabeli: miesiące na tygodnie, tygodnie na dni, dni na tygodnie, odejmuję ilości, dodaję ilości, wykasowuję,  włączam miliony filtrów, zmieniam datę na inną, i tak klepię, klikam i wstukuję cyferki i literki. ...jednym słowem zawodowa PISZPANNA.
Jeśli nikt mi nie przeszkadza, nie odrywa mnie od pracy - jakoś idzie... ale czasem bywa tak, że
mam wrażenie, iż żołądek wykręca mi się we wszystkie strony , a kwasy trawienne sięgają gardła... Wtedy koniecznie robię sobie przerwę.  Stawiam na biurku  pyszną gorącą kawę z mlekiem i cukrem w  moim empikowskiego pochodzenia kubku  (Aniołki wiedzą, że lubię te porcelanowe gadżeciki).
Biorę łyk.
I czytam:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz