W pracy byłam niemiła - szczególnie wobec jednego pracownika. Nie potrafię wobec niego zachowywać się profesjonalnie... sam widok jego twarzy powoduje skręt kiszek w moim brzuchu i wszystkie wrzody stają na baczność podrażniając ścianki żołądka...
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że właśnie przez niego musiałam dzisiaj godzinę dłużej w pracy zostać...
Sami rozumiecie...
Wydawało się, że nie zdążę wrócić do domu, przed kolejnymi zajęciami na mieście... ale wróciłam.
Oczywiście trzeba się było przebrać - bo skwar i ciuchy kleiły się do tułowia...
Przymierzam się przed lustrem i słyszę takie dziwne "klak"... jakby się coś wyłączyło...
Kontrolka zapaliła mi się w głowie... i z przerażeniem pomyślałam: "prasowałam dzisiaj rano"... weszłam do pokoiku Daw, gdzie pod jego nieobecność urządziłam sobie kącik gospodarczy....
Rozłożona deska do prasowania... i na niej żelazko oparte o metalowy uchwyt... spojrzenie moje pobiegło błyskawicznie po kablu... chciałam sprawdzić, czy wtyczka leży spokojnie na podłodze...
NIE lezała...
Wetknięta była w gniazdko...
Boże gdybym zostawiła żelazko na desce... nie miałabym do czego dziś wracać...
Opatrzność i pomoc naszych Aniołów uchroniła nas od bezdomności...
Za prąd pewnie dostanę niezłe wyrównanie 2000 Watt razy 11 godzin razy ileś tam złotych...
ale co tam.
Forsę się zawsze da zorganizować....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz