To co miłe szybko się kończy.
Jeszcze tylko dzisiaj względny luzik (muszę w końcu to żelazko odpalić, bo zaraz zacznie wysypywać się z szafy to, co w niej upycham po zdjęciu ze sznurków).
Chciałam dziś jeszcze nad wodę - kolorek dopieścić, by pokazać w pracy, że nie ma to jak polskie, słońce - ale syn ma siedzieć w domu przez dwa dni plackiem, a ja aż tak wyrodna nie jestem:-)).
Powoli trzeba zacząć myśleć o tym, że w poniedziałek znów do pracy...
(Co tam mnie czeka? Brrrr... zaległości całe mnóstwo i wszystko na JUŻ oczywiście. I jak powiedzieć szefowi, że muszę się urwać, by iść z synem do kontroli?)
Życie zacznie się kręcić na wysokich obrotach.
Jeśli podejmę nowe wyzwanie to może nawet szybciej?
Przecież to lubię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz