wybiła.
Chyba mi bardziej żal wakacji, które minęły, niż mojemu synowi...
Był to piękny czas.
Teraz wszystko nowe. Nowa szkoła. Nowa pani. Nowe (proporcjonalnie większe oczywiście)wydatki. Nowe problemy.
Znów się zaczęło... kanapki, zebrania, zadania...
Nie rozumiem rodziców, (a uwierzcie mi tacy są), którzy się cieszą z rozpoczęcia roku szkolnego.
Ja, pewnie z uwagi na swoje wyrodnomatczyństwo (ale mi się słówko skleciło - he he he) zdecydowanie do nich nie należę.
Ale najważniejsze, że jeszcze dziś Daw idzie ochoczo do szkoły.
Jestem pewna, że za długo to nie potrwa, ale cieszę się każdym takim dniem.
Nowe przyciąga jak magnez, do póki się nie okaże, że to jeszcze gorsze niż to stare.
A może tym razem będzie inaczej?
Przecież po 7 latach chudych przychodzi 7 lat tłustych...
Najwyższa pora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz