wtorek, 15 września 2009

Pływak

Nasłuchałam się o nim ostatniej soboty.
Pomyślałam więc, że dzisiaj sobie z nim pogadam.
Jak kobieta z...
no właśnie...
Nie będzie mi tu powodem do zdenerwowania takie....takie byle co...
Trzeba było nie lada sprytu, by się do niego dostać.
Schowało się toto... zaklinowało...
Pokryło rdzą i kamieniem...Obrzydliwstwo...
ale jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć Be... I tak dalej...
No więc zakasałam rękawy, podciągnęłam kiecę i zwróciłam się o pomoc do zaprzyjaźnionego francuza...
(w końcu od tego oni przecież są).
Pływak nie był nawet w takim złym stanie...
Poszturałam go trochę... rozruszałam nieco...
Ale dalej nic... ani drgnął... co gorsza już nawet nic sączyć nie chciało... a co dopiero tryskać
Nie poddawałam się mimo chwili zwątpienia... i grzebałam dalej...
Okazało się że oko od jego kolegi nieco zaszło swoistą grubą zaćmą...
Zeskrobałam ją energicznie nożykiem, którym zazwyczaj obieram ziemniaki...
To, co nie zeszło - wydłubałam z zapałem.
Potem... tu wcisnęłam, tam zahaczyłam, tam-tam dokręciłam, tu-tam zatrzasnęłam...
I oto proszę:
Jestem wielka!
Spłuczka działa!

1 komentarz: