poniedziałek, 15 czerwca 2009

Mała Megi

... na twarzy duże żółte piegi...
Jakby o mnie ...
Taaaak.
Słońce wywołuje u mnie niezliczone ilości piegów.
I to proporcjonalnie do ilości przeżytych dni.
Piegi.
Moja zmora.
Od urodzenia (no dobra - tego akurat nie pamiętam).
Ale odkąd pamiętam.
Nawet największy koneser piegów jakiego znam- Pan Kleks wypada przy mnie blado.
He he he. (śmiech kaczy - śmiech rozpaczy)

Ciesze się jednak,
że to tylko kropki, a nie np. alergia...

6 komentarzy:

  1. mi się wydaje, że moje pieprze pamiętam od urodzenia ... nauczyłem się z nimi żyć ... kiedyś moim marzeniem było się ich pozbyć za wszelką cenę

    trzy zdrapałem ... bolało :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuu.
    To jednak walka z wiatrakami. Don Kichot pewnie miał więcej samozaparcia...ja wolę schować twarz pod makijażem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. polecam opalanie natryskowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A słyszałam, że takie opalanie brudzi ubrania:-)... to znaczy, później. Bo to wiem, że najlepsze efekty osiąga się będąc pod natryskiem bez ubrań:-)))).

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak umie ktoś dobrze wykonać ten zabieg i zapozna Cię z zaleceniami przed i po zabiegu to będziesz zadowolona z opalania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja lubię swoje piegi i córci która ich też nabiera nucę: bo w tym właśnie jest uroda, że piegi są na nosku.
    A ona się szeroko uśmiecha.

    OdpowiedzUsuń