Stoi na stacji lokomotywa... ciężka ogromna... i tak dalej...
Po odstawieniu Pierworodnego na ferie wsiadłam więc do składu relacji Żywiec - Katowice i oto bajki ciąg dalszy...
Po odstawieniu Pierworodnego na ferie wsiadłam więc do składu relacji Żywiec - Katowice i oto bajki ciąg dalszy...
W pierwszym wagonie siedział jegomość bez domu, bez pieniędzy, za to pod wpływem... WOLNY PTAK o sobie mówił... z uśmiechem... i zajadał bułki, które otrzymał od pasażerów zapijając surowym jajkiem wprost ze skorupki...
W kolejnym ... do przedziału wgramolił się dziadek... z torbą przywiązaną do wózeczka, wielkim wiadrem (po śledziach chyba), wypchaną, porozdzieraną reklamówą... staranował mnie niemal swoimi klamotami "bo przejście musi być na korytarzu"... Zniosłam dzielnie bez słowa ten taran... usiadłam ciut dalej... i spoglądałam na niego..."która godzina?" zapytał, a po chwili wyjął z kieszeni kurtki zegarek elektroniczny z urwanym paskiem, przytknął go do ucha "czter-nasta dzie-sięć" - odezwał się głos z głębi urządzonka... "Fju fju- pomyślałam -dziadek jakby niepozorny, a gadżecik niezły ma" - uśmiechnąwszy się pod nosem spojrzałam kątem oka na chłopaka po oknem... jemu też uniosły się brwi i kąciki ust. "Pączka se zjem" poinformował nas znowu pan Walenty (nazwałam go tak z racji dzisiejszego wszechobecnego święta)...no i mnie zemdliło, bowiem Walenty wygrzebawszy z przepastnej torby dorodnego pączka z pudrową posypką , zaczął ciamkać i mlaskać na wszystkie strony wzdychając między kęsami "kurwa jakie to dobre"... kuliłam uszy - bynajmniej nie przed przekleństwami. Odezwała się moja alergia na osoby głośno-jedzące...
Odetchnęłam z ulgą gdy pociąg ruszył, a Walenty zakończył konsumowanie... chwilunię radość ma trwała, bowiem gość zanurkował tym razem w brudnej reklamówie w barwach Biedronki... wyjął pustą butelkę Tatry... przyjrzał się pod światło... przytknął do ust - wypił krople trzy. Z drugą postąpił tak samo... Byłam o krok od zwymiotowania, ... bo przeszło mi przez myśl.... "znalazłem te butelki" - bez obciachu odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie i .. przejechał językiem po złotych (cholera naprawdę były w takim kolorze - też znalezione?) zębach i ....beknął donośnie... Z obrzydzeniem zakryłam usta... a po chwili po przedziale rozszedł się zapach trawionej kiełbasy czosnkowej zalanej tudzież wywietrzałym piwem... "teraz Zabrze, za chwilę Gliwice" Walenty usiłował nawiązać konwersację podciągając w kroku spodnie...
Odetchnęłam z ulgą gdy pociąg ruszył, a Walenty zakończył konsumowanie... chwilunię radość ma trwała, bowiem gość zanurkował tym razem w brudnej reklamówie w barwach Biedronki... wyjął pustą butelkę Tatry... przyjrzał się pod światło... przytknął do ust - wypił krople trzy. Z drugą postąpił tak samo... Byłam o krok od zwymiotowania, ... bo przeszło mi przez myśl.... "znalazłem te butelki" - bez obciachu odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie i .. przejechał językiem po złotych (cholera naprawdę były w takim kolorze - też znalezione?) zębach i ....beknął donośnie... Z obrzydzeniem zakryłam usta... a po chwili po przedziale rozszedł się zapach trawionej kiełbasy czosnkowej zalanej tudzież wywietrzałym piwem... "teraz Zabrze, za chwilę Gliwice" Walenty usiłował nawiązać konwersację podciągając w kroku spodnie...
Wzięłam czym prędzej plecaczek, zarzuciłam na ramię torebkę i usiłowałam się przedostać na korytarz... "pani zdąży jeszcze, panią przepuszczę" - "Tak wiem, ale wolę poczekać na korytarzu, by nie przegapić stacji.." i pięknym susem przeskoczyłam jego klamoty... Rzuciłam jeszcze w stronę reszty pasażerów "miłej podróży" puściłam oczko do chłopaka pod oknem..Zamknęłam za sobą drzwi..
A może to mój królewicz? Przebrany za żebraka... włączyło mi się myślenie...kiedy tak patrzyłam na migający za oknem cudnie zimowy krajobraz ....Zniosłabym to brudne ubranie, rozwalony rozporek, śmierdzące śledziami bety... ale chepania czosnkową kiełbasą? - Nigdy!
O nieee, opis tak sugestywny, że aż mnie zemdliło!
OdpowiedzUsuńMalinconia, a co dopiero mnie...bleee:-)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to my ze 37 km od siebie mieszkamy, czapką można pomachać:) A po drugie, no cóż - wolne ptaki już tak mają. Nie pytałaś, a może to artysta był niezapoznany? Może "brzydkie kaczątko", które za chwilę przerodzi się w łabądka, a może to była bajkowa "żaba" - wystarczyło pocałować:) Oj, ludzie, ludzie - okazje was mijają, niemal się o was ocierają a wy nic nie widzicie. Czucie , czucie powinno do Ciebie przemówić, a nie "szkiełko i oko".
OdpowiedzUsuńCzarny(w)Pieprzu, uwierz mi, poczułam...też byś pitnęła stamtąd czym prędzej;-). he he he.
OdpowiedzUsuńMacham szalikiem:-)
Ida - codziennie jeżdżę pociągami i dzisiaj też sobie nie odmówiłem, a faceta pijącego jajko też kiedyś widziałem - a gdy wypił, śpiewał - uroczo, pięknie, a kiedy skończył okazał się człowiekiem reklamy, bo orzekł: PIJCIE JAJKA
OdpowiedzUsuń:)UŚCISKI
Holden, nawet gdybym miała słowicze tirli tirli wyśpiewywać - tej reklamie nie dam się zwieść!
OdpowiedzUsuń:)Odwzajemniam:-).
Poczytuję sobie ten blog od pewnego czasu (podoba mi się), ale dziś pójde nieco dalej - skomentuję...
OdpowiedzUsuń...jedyne, co mi się nasuwa na myśl to: fuuuujjjjj:/ i jeszcze ta reklamówka w kolorze "biedronki" - any coments... Pozdrawiam serdecznie z centralnej Polski:)
Witaj ladybird:-)
OdpowiedzUsuńno cóż.. za mną się od popołudnia wlecze to fuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuujjjj... :-).
Pozdrowionka:)
...smutna opowieść o marzeniu o wolności......
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka mawiała w takich razach: nie desperuj;)
OdpowiedzUsuńMaju...
OdpowiedzUsuńwsiąść do pociągu byle jakiego
nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet..
słodko-winna... ha, łatwo powiedzieć;-)
OdpowiedzUsuńDoskonale. Nic mnie tak nie odrzuca ... jak "zapach" :)
OdpowiedzUsuńNivejko, nooo... odechciewa się wszystkiego.
OdpowiedzUsuńbleee
OdpowiedzUsuńniesmaczne to było! ;)
Jeszcze się krzywię na samą myśl zapachu tej trawionej kiełbachy czosnkowej połączonej z wywietrzałym piwem.
Też bym uciekła i to chyba już na sam widok oblizywania pustych puszek :)
pozdrawiam
i dobrej nocy życzę!
Euforko, moich fobii nie przeskoczę... wybrałam więc bagaż...
OdpowiedzUsuńI dla Ciebie miłych snów:-)
...zniosę wszelkie zapachy (chociaż z trudem)... ale takie głośne jedzenie odrzuca mnie na km :( i tak jak kilku osobom powyżej: jedyne co mi się nasuwa na myśl, to: fuuuuuuuuuujjjjj
OdpowiedzUsuńWitaj tynko78... Walentego mogę jeszcze zrozumieć, że na bakier z manierami, że zapomniał... ale wykształconej koleżanki z wysokim mniemaniem o sobie zza sąsiedniego biurka....to dopiero fuuujjj....
OdpowiedzUsuńA może po prostu wsiadłaś nie do tego przedziału co trzeba. Choć z drugiej strony czy trawiłabyś na innego, godnego opisu i zainteresowania bohatera? A może i tak, że warto było dla tego oczka...:-)
OdpowiedzUsuńWitaj, podczytuję Cię czasami, podoba mi się to Twoje pisanie. Opisałaś to niezwykle sugestywnie i aż pomyślałam, że to dobrze,że nie muszę nigdzie dziś podróżować ;)))
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anonimowy... może...:-)
OdpowiedzUsuńWitaj anabell...
OdpowiedzUsuńMi też miło nie było... Ale mimo wszystko podróże kształcą... uwielbiałam podróżować pociągami i obserwować podróżnych... czasem nawet cyknąć ukradkiem zdjęcie...
A te trzy złote zęby... intrygujące...
Pozdrawiam ciepło:-)
Uśmiechu i słońca
OdpowiedzUsuńAnonimowy - dzięki śliczne.:-) Ciepła dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęłam się czytając :) Ja też z tych podróżujących... Z samych obserwacji można by było tomik opowiadań wydać ;) Ostatnio miałam zaszczyt w towarzystwie rodziny wielodzietnej... z Rumunii... Wyleczyłam się z bycia "absolutnie_nie_rasistką".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam dziękując za miłe chwile przy czytaniu twojego bloga :)
Witaj Agawo, ciesze się, że tu zaglądasz...:-).
OdpowiedzUsuńWydaj ten tomik opowiadań. Chętnie poczytam:-).
Póki co bowiem jestem "absolutnie_nie_rasistką".
Uściski:-)
Zainspirowalas mnie. Nic tylko musze siasc i opisac jedna z moich podrozy nowojorskim subway'em. Lata temu to bylo, ale pamietam jakby wczoraj:)) Fuuuuuujjjjjjjjj sie pamieta, oj pamieta:))To ide pisac;D
OdpowiedzUsuńStardust, też często posty innych mnie inspirują. Pisz, pisz...
OdpowiedzUsuńJutro raniutko przeczytam:-)
Pa.
Niedawno podróżowałam pociągiem ... w sumie ponad 12 godzin Katowice-Przemyśl i Przemyśl-Katowice ... kurcze, i ciepło i czysto i mili współpasażerowie ... aż się chce podróżować.
OdpowiedzUsuńZa to Ty miałaś ciekawie ... . Podróże kształcą.
Pozdrawiam optymistycznie.
Damurek,jeszcze raz Sto lat!
OdpowiedzUsuńPodróże z przygodami to moja specjalność...:-)
Optymizm przechwytuję i pozdrowienia też. :-)
może to był taki współczesny Amorek - komercyjny duch walentynek wygonił go na bezrobocie, popadł w alkoholizm i po drodze zgubił maniery... ;)
OdpowiedzUsuńGłośnie jedzenie to nic - w porównaniu z ludźmi, którzy zamiast wydmuchać nos, chcą za wszelką cenę przesunąć "treść" z nosa go gardła... Brrr!!!
Didżejko - a feeeeeeee....:-)
OdpowiedzUsuńPrzyszłam to z bloga Stardust. Opis tak sugestywny, że normalnie poczułam wstrząsy pociągu na łączeniach torów ;-D Nie mówiąc już o swojskich zapachach!
OdpowiedzUsuńNa mojej trasie tramwajowej takie sceny to prawie standard
OdpowiedzUsuńno ale cóż, życie
Witaj Ata:-).
OdpowiedzUsuńSwojskie jak swojskie do przeżycia... - ale tych prosto z wnętrza... uhhhhh...
Margo, no co Ty... w mojej komunikacji miejskiej najgorzej to jest latem... no wtedy gdy gość na siedzeniu przede mną ma kanapki z kiszonym ogórkiem i kiełbasą...:-)
OdpowiedzUsuńlatem to już wymiękam i idę nóżką albo rowerem jadu.
OdpowiedzUsuńTen smród mnie prześladuje :(
ale świetny tekścik! pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńIdo :) jestem wzruszona!!!! Ja też nie znoszę mlaskania i głośnego jedzenia!!!! A czułam się z tym chora.... ale już mi lepiej :) smrodu piwa też nie toleruję... współczucia :)
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie nie przepadam za komunikacją masową. Kocham swój samochodzik!!!
OdpowiedzUsuńJak ktoś pachnie kiełbasą to tylko ja.
Margo, latem masakra... wiem coś o tym bom niskiego wzrostu, a nie wszystkie panie wiedzą, że w dzisiejszych czasach depilacja jest absolutną koniecznością, a jak czasem kierowca na zakrętach zaszaleje...
OdpowiedzUsuńWitaj doro. Miło, że zajrzałaś.
Pozdrawiam ciepło:-)
Mi, nie jesteś sama. Myślę, że jest nas więcej:-)
Cała Ja, też bym kochała swój samochodzik:-)
Piwo to akurat ja bardzo lubię, ale niezwietrzałe i kupione za gotówkę.
OdpowiedzUsuńOpis sugestywnie zmusza co mniej odpornych do wymiotów pewnie.
Witam Witam Ojca Dyrektora w moich skromnych progach...
OdpowiedzUsuńSamo życie...:)
Pozdrawiam:)