Dwa lata temu wracałam do domu w upalny sierpniowy dzień z wakacji.
Zapakowaliśmy się na przystanku w urokliwej miejscowości eS, do autokaru. Było lato, był tłok więc usiedliśmy tam, gdzie miejsce było. W miarę w kupie (jak się później okazało - niemal dosłownie). Ja z Chrześniaczką tu, Pierworodny tuż obok.. Przed nim zaś siedziała starsza pani. Przyjrzałam się jej dokładnie. Wyglądała trochę jak wiedźma z klasą. Schludnie (choć skromnie) odziana na czarno... ze świeżo wypastowanymi trzewikami, i haczykowatym nosem. Na kolanach trzymała worek i kotka... Kotek, dokarmiany non stop przez właścicielkę przyglądał się mijającemu za oknem krajobrazowi... obrazek miły nader...
W pewnym momencie jednak Pierworodny zaczął robić dziwne miny, marudzić, wykrzywiać się, że śmierdzi... Rzucałam mu groźne spojrzenia, by głośno nie wyrażał swych opinii....wszak starsze panie niekoniecznie muszą pachnieć perfumami prosto z Paryża... Pierworodny jednak coraz bardziej wykrzywiał twarz... zatykał nos, i wymachiwał swoimi kończynami górnym... zasyczałam... to znaczy chciałam, bo syk ugrzązł mi w gardle, gdy poczułam przeraźliwy smród. Odwróciłam głowę w stronę osobliwej pani.. kotek srał...i rzygał jednocześnie..... ze strachu? z przejedzenia? Nie wiem... Zauważyłam dopiero teraz że jego sierść była już cała poklejona, a żakiecik staruszki poplamiony...
Kiedy i inni pasażerowie zaczeli głośno wyrażać swoje niezadowolenie... pani w desperacji łapnęła zwierzątko i zaczęła wpychać do worka... Kot walczył zacięcie... Przeraźliwe miaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuu rozlegało się raz po raz...
Wyobraźnia moja ruszyła do przodu i ujrzałam kota (już w kolorze musztardy) zasuwającego w panice po fotelach i głowach pasażerów.... Siedziałam w pobliżu - zdecydowanie za bardzo w pobliżu, tak na jeden skok. Nie wytrzymałam. Udałam się do kierowców.
Wyobraźnia moja ruszyła do przodu i ujrzałam kota (już w kolorze musztardy) zasuwającego w panice po fotelach i głowach pasażerów.... Siedziałam w pobliżu - zdecydowanie za bardzo w pobliżu, tak na jeden skok. Nie wytrzymałam. Udałam się do kierowców.
- Panowie, tam z tyłu tak śmierdzi, że nie idzie wytrzymać. KOT non stop SRA - rzekłam zbulwersowana . Musiało zabrzmieć bardzo wiarygodnie, bowiem jeden z nich udał się natychmiast do staruszki.
- Co pani wyprawia?! Ludzi mi się poduszą? Na następnym przystanku pani wysiada! My o północy jedziemy na granice! Taki smród! Nie wywietrzymy do rana! Wiedziałem, że będą kłopoty kiedy panią wpuszczałem do środka! - kierowca wrzeszczał, kot wył i wił się, bo staruszeczka wciąż usiłowała go wepchnąć do wora (po ziemniakach chyba).
Pozbierałam czym prędzej moje dzieciaki i klamoty i przesiadłam się do przodu, tuż za kierowców...
Na kolejnym przystanku wiedźmowata pani wysiadła. Musiała. Przechodząc z ruszającym się miauczącym worem obok mojego miejsca - cisnęła w moją stronę przenikliwym spojrzeniem...
Klątwa!
W drodze wiele może się zdarzyć.
Tylko czemu ja pakuję się zawsze w jakieś gówno?!
Pozbierałam czym prędzej moje dzieciaki i klamoty i przesiadłam się do przodu, tuż za kierowców...
Na kolejnym przystanku wiedźmowata pani wysiadła. Musiała. Przechodząc z ruszającym się miauczącym worem obok mojego miejsca - cisnęła w moją stronę przenikliwym spojrzeniem...
Klątwa!
W drodze wiele może się zdarzyć.
Tylko czemu ja pakuję się zawsze w jakieś gówno?!
Ja lubię koty, ale ta wiedźma przegieła z dokarmianiem stworzenia, które pewnie cierpiało na chorobę lokomocyjną...
OdpowiedzUsuńIda - fuj, fuuuj, fuuuuuuuuuuuuj:/ Te Twoje historie są coraz bardziej drastycznie niesmaczne..., że też musiałam to przeczytać podczas konsumowania drugiego śniadania..., na ale to już moja wina:) A tak poza tym to bardzo życiowa opowiastka:)))
OdpowiedzUsuńO mamusiu.
OdpowiedzUsuńJa oczyma wyobraźni już widziałam tego usrano- zarzyganego kota i czułam ten zapaszek ...
blech
Bobrze że nim w ciebie nie rzuciła.
hihih
po prostu kociak miał chorobę lokomocyjną... człowiekowi też się zdarzyć może... chyba... :)))))))
OdpowiedzUsuńKlątwa to takie pasażerki! Biedny kot!!
OdpowiedzUsuńNajmniej w tym winien.
A ona skoro taka wiedźmowata, to czemu miotłą nie podróżowała,a normalnym PeKaSem?? Starter się zepsuł??
Znam ten ból... mój pies cierpiał na chorobę lokomocyjną. Jak ją kiedyś nakarmiłam psim awiomarin-em to potem spała pól dnia i noc calutką;)
OdpowiedzUsuńBiedny kotek :( jak można do worka go wciskać???? Głupi babsztyl!
OdpowiedzUsuńGrrrr.... nie lubię męczenia zwierząt..
Ja akurat z tych, co to panicznie boja sie kotow. Tak, tak, boje sie i przyznaje sie do tego publicznie. Przede wszystkim w Twojej opowiesci zaskoczylo mnie, ze kota mozna sobie tak przewozic luzem, lub w worku. Na szczescie (glownie dla mnie) tutaj nikt nie ma prawa wejsc do zadnego srodka lokomocji publicznej z kotem luzakiem, zwierz ma byc w klatce. No kofam te Ameryke:))))
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę przygody ;)
OdpowiedzUsuńLubię tylko małe kotki to też oznacza, że byłam myszą? ;))
Można by podsumować: szit hapens ;P
OdpowiedzUsuńkoty da się lubić, niektórych ludzi nie:)))
OdpowiedzUsuńklątwa!!!!!!!!!! - wspaniałe słowo na zakończenie:)))))))))))))
o matko... przygoda nie do pozazdroszczenia :/
OdpowiedzUsuń....koty lubię ...ale na dystans...trochę się ich boję jakby...:):).....
OdpowiedzUsuń...zapraszam do mnie po małe conieco...:):)....
OdpowiedzUsuńOjcze Dyrektorze - przegięła, przegięła. Masakra.
OdpowiedzUsuńladybird - sorki. Poprawię się następnym razem. Żadnego fuuuuj nie będzie, no chyba... że sie zdarzy...
Gosiu - chyba za bardzo go lubiła, by nim we mnie rzucić:-)
Cała Ja - o kotach wiem niewiele. O błędnym błędniku za to z autopsji... ten mijający błyskawicznie krajobraz... brrr...
Ato, zawsze to na głowę nie kapie;-)))
Nivejko - to istnieje "PSI AVIOMARIN"?!
Mi - Nie przepadam za kotami, ale też żal mi biedaka było.
Stardust - po prostu kierowcy chcieli być uprzejmi...
Euforko - ja też byłam myszą. Choć uwielbiam chodzić swoimi drogami...
doro - nic dodać, nic ująć.
Holden - koty drapią, ludzie niestety też...
tynko78 - po latach można się uśmiechnąć... i...już nie czuję się zapachu...:-)
Maju - ja też wolę omijać je z daleka...:-)
OdpowiedzUsuńJuż pędzę:-)
aż strach pytać, czym ona go karmiła :\
OdpowiedzUsuń