Dmuchanych baloników
Kogucików na druciku…
nie znalazłam na kolorowym jarmarku.
Ani pokaźnych rozmiarów pana, który sprzedając jakieś smarowidło krzyczał dawniej: „odciski! nagniotki! kurzawki!brodawki! popękane pięty! Jeeeedyna maść!”;
Ani starszej pani w fartuchu od której kupowało się prosto z beczki ogórka kiszonego do schrupania od razu...
Za to znalazłam:
Tłumy ludzi…
Słodkie cielaczki z żółtymi metkami przy uszach (jedyne 6400 PLN), kaczki, kury, gołębie(!),
Podkowy dla koni i inne akcesoria kowalskie…,
wiklinowe kosze i stołeczki…
i meble… które sto lat temu wyszły z mody…
panów strażników miejskich zajadających kiełbaski z rożna…
owoce, warzywa, kwiaty…
ceny - zdecydowanie wyższe niż w okolicznych sklepikach…
i cudną świnkę – skarbonkę z białej porcelany
(kupiłam ją sobie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz