środa, 29 lipca 2009

U Gienka

Byłam dziś u niego. (To ten lekarz, co trza przy nim majtki zdejmować). Byłam w mojej przychodni. Za darmo. Myślę sobie swoje lata już mam, urlop też jeszcze mam - co mi szkodzi.
Profilaktycznie trza o siebie zadbać. Tyle teraz trąbią o tym, w środkach masowego przekazu, że lepiej zapobiegać niż leczyć.
W 2005 roku cytologia wyszła mi za dobrze i nie przysługiwała mi bezpłatna kiedy to rok temu dostałam zaproszenie. (Cóż -w międzyczasie łaziłam prywatnie). Dziś mi przysługiwała, ale tylko dlatego, żem ani słowem nie wspomniała, że 1,5 roku temu robiłam gdzieś indziej i że wynik był doskonały. Czego uszy nie słyszą, tego sercu nie żal.
Zaproponowałam też , że przydałoby się chyba już badanie USG piersi...
"Ależ oczywiście - zachęcam jak najbardziej! Mamy doskonały sprzęt, można zapisać się w rejestracji" Pan doktor cały się zapalił do mojego pomysłu... nawet mnie to zdziwiło - nigdy wcześniej nie miał takiego podejścia. Wręcz ograniczał się w wydawaniu skierowań na jakiekolwiek dodatkowe badania.
Czułam, że gdzieś musi być haczyk. I po chwili stało się jasne.
"Badanie jest płatne - 50 złotych" - powiedział jakby mimochodem.
Ha.
Albo zapłacę więc dla swojego świętego spokoju za to badanie, albo przyjdzie mi jeszcze poczekać tych ponad 12 lat, by załapać się na bezpłatną mammografię, o której poczytałam sobie siedząc przed drzwiami gabinetu.
Nie ma to jak profilaktyka.
Po polsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz