sobota, 6 marca 2010

Pity, licytacja i babcia

Walczę od samego rana z pitami. (z małymi przerwami na lekturę blogów). Czytam, interpretuję, szukam faktur,  zestawiam, zliczam... telefonuję... "A, to pani od dwóch złotych" słyszę uśmiechnięty głos w słuchawce, gdy po raz dwudziesty trzeci telefonicznie wykorzystuję Dzień Otwarty w Urzędzie Skarbowym... zastanawiam się, czy gdyby  pani urzędniczka miała identyfikację numeru, to czy odbierałaby nadal moje telefony?
Nie mniej jednak - jestem bliżej niż dalej. Nawet całkiem bliziutko. Do całkowitej finalizacji mojego rocznego rozliczenia brakło mi jedynie kartek na wydruki.
Nie lubię tak na ostatnią chwilę... jak Grześ... ten to rokrocznie wrzuca mi rozliczenie 29 kwietnia i twierdzi z uporem maniaka, że ma do północy 30-stego  jeszcze duuuuużo czasu.

W międzyczasie wyskoczyłam na pocztę, na której spędziłam długie  40 minut. Dwie starsze panie - jedna z laską, druga z parkinsonem (przynajmniej tak mówiła) o mało się nie pobiły podczas licytacji która bardziej chora i która którą przepuścić powinna...
Przyglądałam się im z zaciekawieniem kątem oka obserwując innych kolejkowiczów... uśmiechali się pobłażliwie...mówi się, że to młodzież przepełniona agresją...

- Julka, to jest twoja ciocia? Usłyszałam  chcąc nie chcąc  odbierając chwilę później  z treningu tanecznego dziewięcioletnią córkę moich znajomych.
- No chyba nie BABCIA !- odrzekła rezolutnie dziewczynka. Uśmiechnęłam się, choć...

Skąd niby przyszło jej do głowy  akurat TO skojarzenie?


Dzisiejsze ziarnka:
:) mój tulipan przygląda się zza szyby wirującym płatkom śniegu
:) sączę lampkę swojskiego wina
:) tak sobie słucham

13 komentarzy:

  1. Ida, podziwiam. My to zawsze pity wypełniamy tak jak wspomniany u Ciebie Grześ, z przekonaniem, że "do północy 30 kwietnia jest duuuużo czasu". I co roku obiecuję sobie, że się poprawię, bo po co tak na ostatnią chwilę zostawiać, ale... jakoś brakuje mi do tej pracy cierpliwości i pasji. Chociaż nieraz przy wypełnianiu pitu dostaję szewskiej pasji. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. I my już dziś PIT-a wypełniliśmy :) Ufff... Teraz jeszcze trzeba pocztę zaliczyć, ale to już może w piątek na przykład? W końcu PIT też musi nabrać mocy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ach widzę, że nie tylko mnie dziś naszło na pity ;) Przyznaję, mi się nie udało! Na planach - myślach się skończyło. Ważne, że intencje dobre były ;) Może jutro, pojutrze..

    Zdrówko! też sączę sobie winko.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też nie lubię na ostatni moment, więc już na dniach wypełnię :) smaka mi winem narobiłaś... zaraz poszukam czegoś :P
    I chciałam Ci jeszcze napisać, że bardzo mi się podobają te Twoje ziarenka :) Uważam je za wspaniały pomysł :)
    W zasadzie każdy z nas mógłby zacząć u dołu postów wypisywać... zdalibyśmy sobie wtedy sprawę, jak szczęśliwi powinniśmy być :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jolanto, ja mam w tym interes... zwrot podatku:)

    Sylwiu, byle zdążyć przed do 30 kwietnia:)

    Euforko, co się odwlecze...:). I Twoje!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi, tak naprawdę jesteśmy szczęśliwi...tylko czasem tych ziarnek nazwać nie potrafimy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Żeś upierdliwa jest strasznie - Dwadzieścia trzy razy... !!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Gucio, Jak dzień otwarty, to otwarty... a wiesz ile do mnie razy Apolonii Mróz podobnych dzwoni?

    OdpowiedzUsuń
  9. Podobnych, i to jest różnica a nie wciąż ta sama :o).

    OdpowiedzUsuń
  10. Gucio, ale z ciągle nowymi problemami:)

    OdpowiedzUsuń
  11. ciągle się zastanawiam, czy odgapienie od ciebie tych ziarenek (w moim przypadku myślałam na "promykami") będzie zbrodnia straszną czy tylko trochę straszną:) ale chyba.... się na nią i tak skuszę;) jakoś samo czytanie twoich ziarenek powoduje, że człowiek bardziej szczęśliwy się robi:) pozdrawiam :)
    Co do PITów to ja tatuśka mam cudnego- on to lubi, ja lubię mieć to z głowy... więc wilk syty i owca cała:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kaś, ani straszną, ani trochę:). Dawaj! Chętnie poczytam Twoje... bo ziarnko do ziarnka:))

    OdpowiedzUsuń